poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Ukraina - część 2 i ostatnia...

           Trochę czasu mi to zajęło ale wreszcie zebrałem się sam w sobie i napisałem. Wiem, że długo kazałem wam na to czekać "ale w miarę czekania przestaje się już czekać"*;) Miłego czytania.
         
          Chciałem jeszcze na chwilę wrócić do Odessy by wam pokazać cztery, moim zdaniem, ciekawe zdjęcia. Jednocześnie będzie to dobry łącznik z ostatnią właściwą relacją z wyprawy, która to na Odessie się zakończył.
          Pierwsze zdjęcie przedstawia bramę do pewnego klubu. Jedna, wcale nie mała ulica w Odessie, przepełniona jest takimi klubami i jak sami widzicie, wyglądają one całkiem ciekawie.



          Zdjęcie numer dwa było zrobione przy przystanku autobusowym i przedstawia... a zresztą sami przeczytajcie:D


            Na kolejnym zdjęciu widać wesołe miasteczko w Odessie. Wszystkie większe miasta na Ukrainie posiadają wesołe miasteczka bądź cyrki zatem nie było by w tym nic dziwnego, że w Odessie też taki jest. Nic dziwnego by w tym nie było gdyby nie fakt, że przed wejściem do tego wesołego miasteczka stoi olbrzymi goryl. Stwór ten poruszając rękoma i głową zaprasza nas do wizyty w wesołym miasteczku. Zastanawiający jest tylko fakt, że zaprasza nas tylko i wyłącznie w języku niemieckim! Czyżby Odessa była nastawiona wyłącznie na niemieckich turystów?



            Ostatnie zdjęcie ma na celu pokazać, że Odessa jest miastem nie tylko ciekawym, pięknym ale i oryginalnym. Szczerze polecam jego zwiedzanie.




6 dni do...

            W południe wyruszamy z Odessy i gnamy wprost na Krym. Jakość drug taka sobie, jak mawiają niektórzy piloci: Tragedii nie będzie. Dojeżdżamy do miejsca, które wyznacza granicę Krymu.




           Gdy upływa jakieś trzydzieści minut od jej przekroczenia, zaczynasz sobie uświadamiać, że tu jest płasko! Zupełnie nowy wymiar płaskiego! Gnasz motorem po równym asfalcie a po obu stronach otacza cię niczym nieograniczona przestrzeń. Gdziekolwiek nie spojrzysz, wszędzie płaski teren rozciągający się po horyzont! Powoduje to iż czujesz się taki malutki a odległość jaką pokonujesz wydaje się zupełnie nic nie znacząca. Gdzie nie gdzie można dostrzec olbrzymie połacie pól słonecznikowych, który jest na Ukrainie niezwykle popularny.





            Po drodze co kilkadziesiąt kilometrów mijasz stragany oferujące świeże arbuzy, mango i innego rodzaju owoce, warzywa, ryby i wszech obecną czerwoną cebulę. Dopiero pod sam koniec Krymu ( na południu ) zaczynają się góry. Wysokie szczyty pokryte drzewami jakby zostały wklejone w płaskie otoczenie. Droga zaczyna się wić niczym serpentyna jednakże pozostaje szeroka co znacznie ułatwia ścinanie zakrętów. Z miast wyjeżdżają wszechobecne trolejbusy a jak się później dowiadujemy to właśnie na Krymie istnieje najdłuższa na świecie linia trolejbusowa.  Warto dodać, że na Ukrainie każde większe miasto ma sieć trolejbusów. Mieszkańcy Ukrainy często się tym chwalą twierdząc, że to ekologiczne.
            Beztroskość naszej jazdy kończy się w chwili gdy na pewnej stacji benzynowej uświadamiamy sobie z Kuzynem, iż zostało nam pół godziny do meczu Polska kontra Grecja! Znajdujemy się przed Ałuszką i do Jałty mamy niecałe 50km. Zatem, dystans nie jest tak olbrzymi jednakże droga kręci się pomiędzy górami co wcale nam nie ułatwia sprawy. Nie ma wyjścia – gaz do dechy i jedziemy! Asfaltowa wstęga wije się między naszymi kołami. Kuzyn gna z przodu ja zaraz za nim, nie jednokrotnie przekraczając 100km/h podczas wymijania aut na zakrętach! Rozum walczy z sercem! Strach w oczach, adrenalina w żyłach a wszystko to dodatkowo zostało spotęgowane podczas jednego zakrętu, z którego wypadłem na przeciwległy pas! Na całe szczęście pusty w tym momencie! Muszę przyznać, że te 30minut jazdy nauczyło mnie bardzo wiele zarówno o sobie samym jak i o sposobie prowadzenia motocykla! Wszystkie przygody jakie do tej pory miałem podczas podróży po Ukrainie zaowocowały tym, iż niezwykle pewnie czuję się na motocyklu! Zmienił się także sposób mojej jazdy, który z „uczniackiego” ewoluował w „przemyślanie agresywny”;)  W samej już Jałcie nie mogliśmy trafić do mieszkania wynajętego wcześniej gdyż jego właścicielka nie umiała nam wskazać poprawnego adresu! Przed telewizorem zasiedliśmy z Kuzynem dokładnie w chwili gdy śpiewano hymn Polski!  Mama wraz z dziewczyną kuzyna serdecznie podziękowały za ostatnie pół godziny jazdy i poszły się napić!


5 dni do...

            Jedziemy na lotnisko odebrać siostrę i jej chłopaka Andreasa. Przed samym lotniskiem Kuzyn omyłkowo skręca w jednokierunkową a dokładnie to w wyjazd z parkingu. Pech chciał, że właśnie tam stał patrol policji, który nas zatrzymał. Poprosili go o wyjście z auta i ...chuchnięcie! Pierwszy funkcjonariusz, któremu Kuzyn „chuchnął” w twarz, wykazał, iż spożywał on alkohol! Zatem musi nastąpić weryfikacja, Kuzyn „chucha” w twarz drugiego policjanta. Obaj wykazują, że Kuzyn spożywał alkohol! Na całe szczęście udaje nam się jakoś uniknąć mandatu i zostajemy puszczeni bez większych problemów, sam nie do końca rozumiem dlaczego.
            Niezwykle się cieszę, że siostra przyleciała! ( Aniu - Jeżeli będziesz miała kiedyś czas i ochotę to opisz swoją przygodę na Kijowskim lotnisku bo muszę przyznać, że uśmiałem się do łez!) Stanowi ona gejzer wiecznie tryskającej energii! I chyba nie skłamię jeśli powiem, że znakomicie nam się we dwoje podróżuje i zwiedza różne miejsca! Zawozimy ich do pokoi po czym nie dając chwili wytchnienia, od razu zabieramy w podróż po Jałcie.

           
            Oczywiście obowiązkowo odwiedzamy Jaskółcze Gniazdo. Nigdy bym nie powiedział, że tam w środku mieści się tylko jedna komnata a dokładnie to niewielka restauracja. Swoją drogą mała rada dla wszystkich, którzy chcą się wybrać na Krym – polecam czerwiec! Pogoda rewelacyjna, woda nie jest już zimna ale przede wszystkim – jest mało turystów! Kiedy w czerwcu zwiedzaliśmy Jaskółcze Gniazdo byliśmy tam praktycznie sami! Gdy byłem tam w sierpniu, kolejka ludzi chcących wejść pod „gniazdo” sięgała daleko poza to zdjęcie!

            Następnie obowiązkowo wizyta w pałacu Potockich w Liwadii leżącej pod Jałtą. Podpowiem tylko, że to tu odbyła się konferencja Jałtańska, na której to wytyczono granice naszego kraju.



            Po zwiedzeniu tego jakże „sentymentalnego” pałacyku wracamy do Jałty i lecimy na plażę. Woda w Jałcie nie należy do czystych. Jest ciepła ale trzeba przebić się przez metrową maleńkich i niegroźnych meduz.
            Tego dnia wraz z siostrą i mamą odkrywamy jadłodajnię tuż pod urzędem miasta w Jałcie! Łatwo poznać ten duży biały budynek. Od czoła stoją wysokie kolumny, które podtrzymują niezapomniany symbol ZSRR – sierp i młot na tle dużej gwiazdy. Każdy kto będzie w Jałcie obowiązkowo musi tą jadłodajnię odwiedzić! Tam wciąż czuć PRL-owskiego ducha „Barów Mlecznych”. Niesamowicie smaczne jedzenie tradycyjnej kuchni ukraińskiej sprzedawane za naprawdę niską cenę! Szczerze wszystkim polecam! Następnie piwko słońce, WODA! Później kto chce zostaje a kto nie chce wraca na mecze.


4 dni do...

            Pobudka wczesnym rankiem i ruszamy do Sewastopolu. Niezwykle malownicza droga. Szeroka z pięknymi serpentynami i jeszcze piękniejszymi widokami po bokach! Z dnia na dzień przekonuje się, że Krym to miejsce gdzie każdy motocyklista powinien przyjechać podszkolić swoje umiejętności! Drogi te dają kierowcy sporą tolerancję na błędy. Pamiętajcie, że motor pozwala swojemu kierowcy na tyle, na ile on sam w siebie wieży! Wszystkim którzy będą w pobliżu serdecznie polecam zwiedzenie tego miasta! Nawet nie wiedziałem, że ono posiada taką interesującą historię! W XIX w. miasto to chcieli zdobyć Anglicy i Francuzi a podczas II W.Ś. Niemcy oblegali je ponad 200 dni! W wyniku czego w mieście można znaleźć dużą ilość różnego rodzaju pomników i zabytków upamiętniających jedną z wielu bitew jakie miały tu miejsce.



          To właśnie na Sewastopolu  po raz pierwszy w życiu widziałem ruiny miasta greckiego!





            Pisząc bardziej naukowo, w Sewastopolu możemy pozwiedzać ruiny koloni Miletu założonej w V w p.n.e., w której to książę ruski w 988r przyjął chrzest! Nic dziwnego, że dużo Rosjan, których później spotkałem uważała Krym za utraconą część Rosji. Tutaj wciąż stacjonuje duża flota marynarki Rosyjskiej.



Wieczorem powrót do Jałty i mecze przy dobrym ukraińskim piwie.


3 dni do...

            Ten dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie miasta o nazwie Sudak. Z Jałty jedzie się do niego dwie godziny niezwykle krętą drogą. Był to najbardziej kręty odcinek drogi jakim do tej pory jeździłem na Krymie. Dodatkowo jest ona wąska zatem należy uważnie nią podążać. Wyprzedziłem kuzyna i pojechałem pierwszy informując go, że spotkamy się przed Sudakiem. Uczę się wchodzić w wąskie zakręty ale na każdej prostej zasuwam ile mogę. W pewnym momencie jakieś auto z na przeciwka mruga mi światłami. Zwalniam a za następnym zakrętem stoi radiowóz policyjny, przy radiowozie policjant, który z uśmiechem na twarzy macha bym się zatrzymał
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Gdzie Pan jedzie?
- Jadę do Sudaku, pozwiedzać.
- Proszę chuchnąć. Mówi policjant i nastawia policzek. Wspominając przygodę Kuzyna sprzed lotniska, komenda ta nie wywarła na mnie większego zdziwienia. Posłusznie chucham.
- Pił Pan!
- Nie. Odpowiadam zdziwiony.
- Czuję, że Pan pił. Musiał Pan pić wino!
- Ja naprawdę nic nie piłem!
- Jak Pan nie pił jak czuję od Pana alkohol. Proszę pokazać dokumenty. Skąd Pan jest?
- Z Polski. Odpowiadam i podaję dokumenty.
- Z Polski? To z pewnością pił Pan wódkę. Zabiorę Pana do szpitala, gdzie zrobimy badania krwi.
- Proszę bardzo. Jedźmy bo ja nic nie piłem. Policjant przegląd dokumenty. - Proszę jeszcze raz chuchnąć! Ponownie wykonuję jego polecenie.
- Z pewnością pan coś pił. Może chociaż małe piwo?
- Nie, nic nie piłem, możemy jechać do szpitala. Mówię pewnym siebie głosem. Policjant patrzy na mnie spod byka, oddaje dokumenty i mówi:
- Proszę jechać ostrożnie. Do widzenia.
- Do widzenia.

Z Kuzynem i wesołą ekipą z auta spotykam się przed Sudaku. Jak się okazuje miał dokładnie taką samą przygodę z policją na trasie. Zajeżdżamy do Sudaku, przy samym zamku znajduje się parking, oczywiście płatny ale kwota nie jest przerażająca. Od razu mówię, że ta atrakcja jest tylko dla osób minimalnie zainteresowanych historią. W Sudaku znajdują się potężne mury twierdzy, które można za niewielką opłatą obejść dookoła od środka.  



Zwiedzenie całego kompleksu obwarowań zajmuje ponad godzinę.  Niestety z samej twierdzy został niewielki budynek jedno komnatowy, w którym obecnie mieści się maleńkie muzeum.          



Następnie wybieramy się na „Carską Plażę”, która nazwę swoją otrzymała po wizycie cara Mikołaja II. Dostęp do niej jest tylko z morza bądź malowniczym wąwozem, pod skałami. Ciekawa i malownicza trasa ale kosztuje 30hrywien. Warta zwiedzenia jak się ma nadmiar czasu ale jako atrakcję priorytetową bym jej nie uznał. Tam też na wielkiej skale odtańczyliśmy z siostrą taniec radości – obowiązkowa ceremonia każdej naszej wspólnej wycieczki.



            Niestety muszę przyznać, że sama „Carska Plaża” nie jest tak urocza ja trasa do niej prowadząca.



Oczywiście nie byli byśmy sobą gdybyśmy się w niej nie wykąpali. Odpłynęliśmy z siostrą trochę dalej, wpływając w taką niewielką zatoczkę gdzie siedziała trójka młodych ludzi. Dwóch nagich mężczyzn i jedna dziewczyna. Przed nimi na skale leżała maska i rurka do nurkowania, którą z wielką uprzejmością nam pożyczyli. Po raz kolejny przekonałem się, że świat pod wodą potrafi być równie kolorowy jak ten nad wodą, o ile nie bardziej. Ciekawej kolorystyki glony, do tego ładne rybki – wręcz bajeczny obraz. Daję okulary siostrze. Ta z mozołem zakłada je na twarz i nurkuj. Po chwili wypływa ze złotym kolczykiem w ręce! Patrze zdziwiony na nią i krzyczę:

- Siostra może tam jest więcej takich skarbów?

Ona patrzy na mnie jak na idiotę a pod maską śmiech wykrzywia jej twarz. Ściąga okulary i mówi, że to jej kolczyk, który musiała zgubić zakładając maskę! To się nazywa mieć szczęście!


2 dni do...

            Dzień lenia! Jutro zamierzamy dojechać do Charkowa a to oznacza pokonanie dystansu około 800km. Dlatego też dziś odpoczywamy. Idziemy do Jałty. Popróbować krymskiego piwa oraz wina. Każdemu obowiązkowo polecam wizytę w „jałtańskim bazarze”. Obfituje on zarówno w świeże owoce, warzywa oraz ryby jak i różnego rodzaju regionalne przysmaki. Od razu ostrzegam, że rzeczą niemożliwą będzie odpędzenie się od sprzedawców chcących wcisnąć wam świeżo wyciskany sok z granatu! Sok ten jest naprawdę pyszny i inny w smaku a niżeli ten znany nam ze sklepu.



Następnie wycieczka do centrum, gdzie spotkałem się po raz pierwszy na żywo z dużym pomnikiem Lenina. Od placu centralnego odchodzi niezwykle zadbany i czysty deptak. Szeroki chodnik wytyczają z jednej strony sklepy i różnego rodzaju butiki. Z drugiej natomiast morze i przycumowane jachty. Pośrodku turyści oraz różnego rodzaju „atrakcje”: wypożyczalnia  łyżworolek, rowerów, osoby wykonujące różne tańce, stoiska z dawnymi strojami, w których można sobie zrobić zdjęcia. Popularną pamiątką na Ukrainie jest zdjęcia z żywym zwierzęciem. W każdym mieście spotkacie osoby, które na rękach trzymają białe gołębie, orły, sokoły, pawie, jaszczurki bądź małpy. W dosyć natarczywy sposób zaczepiają turystów i podsuwaj im zwierzęta na ręce. Pamiętajcie, że za zdjęcie z takim zwierzątkiem będziecie musieli później zapłacić.



Poniżej zdjęcie, które przedstawia z jakimi problemami ukraińskie społeczeństwo musi się zmagać oraz sposób w jaki sobie z nimi radzi;)




            Po powrocie z Jałty okazuje się, że Kuzyn przez internet nawiązał kontakt z jakimś mężczyzną w Charkowie, który zgodził się parę osób przenocować u siebie w domu za darmo! Jest nam to jak najbardziej na rękę. Dziewczyny przespały by się w mieszkaniu a chłopaki w aucie. Luksusów nie ma ale to tylko jedna noc i to w dodatku po meczu emocje z pewnością nie pozwolą nam tak szybko zasnąć. Pakowanie rzeczy a następnie kolejna degustacja piwa przy meczu. Muszę przyznać, że alkohole na Krymie mają naprawdę dobre! Polecam popróbować jak największej ilości:D


1 dzień do...

            Pobudka o 6:00 rano i od razu w drogę. Żegnamy się ze słonecznym Krymem, jego krętymi drogami, szerokim asfaltem i bezkreśnie płaskim terenem. Gnamy bez przerwy tyle ile możemy by zdążyć na mecz. Nagle Kuzyn niknie mi gdzieś za górką. Nakręcam manetkę do końca wyskakuje  z za górki a u jej stup Kuzyn zatrzymuje się na znak przydrożnego policjanta! Zjeżdżam motorem i staję się zaraz za jego autem. Warto tu tylko napomknąć, że Kuzyn jest dosyć wysokim mężczyzną, wzrost około 190cm, do tego dobrze zbudowanym i z długimi rękoma. Do jego auta podchodzi policjant o wzroście metra pięćdziesiąt i wadze około 100kg. Można by powiedzieć, że się toczy. Bierze od Kuzyna dokumenty i przechodzi na tył auta. Patrzy na mnie i informuje, że obaj przekroczyliśmy prędkość. Pyta skąd jesteśmy, co tu robimy i dokąd jedziemy? Nie wiem o co chodzi ale jak tylko się dowiedział, że jedziemy do Charkowa na mecz to jakoś tak spotulniał. Może mają odgórny rozkaz nie przeszkadzać turystą Euro 2012? Czort ich wie. Oddaje Kuzynowi dokumenty ale nie puszcza nas wolno a nam naprawdę zależy na czasie. Wypytuje Kuzyna o wgniecenie w drzwiach tylnej klapy. Po czym opuszcza głowę na dół, wierci palcem we wgnieceniu niczym zawstydzony przedszkolak i mówi:

- А вы мне не помочь? Kuzyn nie wytrzymał. Różne stopnie zdziwienia, jakie przechodził w tym kraju osiągnęło swój szczyt. Nie wierząc własnym uszom i nie do końca rozumiejąc zaistniałą sytuację, unosi ręce do góry i prawie krzycząc pyta:

-  Ale jak ja wam mogę pomóc?

Z perspektywy osoby stojącej za nimi wyglądało to niesamowicie. Chwila rozmowy, niski policjant, w dodatku skulony sam w sobie, zadaje nieśmiało pytanie. Jego rozmówca, prawie dwa razy większy od niego, w geście zdziwienia i niedowierzania unosi ręce do góry, jakby całkowicie chciał go wbić w podłogę. Zupełnie wystraszony policjant, życzy spokojnej podróży i „ucieka” do swojego radiowozu.
            Dalsza droga do Charkowa przebiegała spokojnie. Przed samym wjazdem do miasta stały patrole. Męska część, uzbrojona po zęby zatrzymywała auta z obcymi rejestracjami a następnie żeńska część patrolu, całkiem młoda i przyjemna dla oka, pytała w jakim celu przyjeżdżamy. Panie w mundurach płynnie mówiły po angielsku i z uśmiechem na twarzy wskazywały, którędy dojechać na stadion bądź też do innego miejsca docelowego.
            Trafiliśmy do miejsca gdzie mieliśmy teoretycznie przenocować. Jak się okazało, mężczyzna, z którym Kuzyn porozumiał się przez internet był synem N.G. Nikolenko, docenta historii matematyki w Charkowskim uniwersytecie. Obaj Panowie niezwykle rozmowni i przyjemni. Sam docent wydaje się osobą nad wyraz radosną, żyjącą we własnym świecie. Jest to ten typ osoby, która ze szczerze życzliwym uśmiechem na twarzy wstawia Ci dwóję do indeksu tłumacząc: - Nie ma się czym przejmować Panie Mateuszu. Jest Pan mądrym chłopakiem i wierzę, że bez najmniejszego trudu zda Pan poprawkę.
            Charków to miasto typowo industrialnym. Szeroka, już wewnętrzna, obwodnica odgradza blokowiska od części przemysłowej. Dowiaduję, się, że przez pewien czas miasto to było stolicą Ukrainy. Zostawiamy rzeczy i przy pomocy metra udajemy się na stadion. Na każdej stacji metra znajduje się punkt informacji dla turystów a w nim osoba płynnie mówiąca po angielsku, zazwyczaj jest to osoba płci żeńskiej o nieprzeciętnej urodzie. Pod tym względem Ukraina nie powinna mieć żadnych kompleksów na tle Europy, a wręcz przeciwnie! (Chodzi mi oczywiście o organizację mistrzostw a nie urodę Ukrainek;)





            Stadion o ciekawej architekturze, w głównej mierze przepełniony ludźmi w pomarańczowych koszulkach. Koszulki białe, czarne bądź żółte zajmowały jedne narożny sektor. Bardzo ciekawa była oprawa rozpoczęcia meczu i muszę przyznać, że gratuluje jej choreografowi.



            Sam mecz, jaki był każdy wie, zatem nie będę się nad nim rozwodził. Wracamy do naszego docenta a po drodze Kuzyn oświadcza, że nie ma po co tu zostawać i lepiej od razu wracać do Polski... Niestety tak też zrobili. Pożegnałem się z rodziną, Kobieto dziękuję Ci serdecznie, że obeszło się bez łez i wiem, jakie to było dla Ciebie trudne. Przez chwilę patrzyłem jak ich auto niknie w chaosie charkowskiego zgiełku. Smutek dopadł moją dusze, ściskając tuż przy samym gardle. Wiedziałem, że przez kilka następnych miesięcy ich nie ujrzę...
Udałem się do domu docenta i jego syna, gdzie reszta część wieczoru minęła nam na rozmowach.


Ten dzień....

            Rano, zaraz po wczesnym śniadaniu pożegnałem się z moimi dobroczyńcami i wyruszyłem w stronę granicy Ukraińsko-Rosyjskiej. Droga dobrze oznakowana, także nie było żadnych problemów. Na granicy byłem tak podekscytowany, iż w trakcie tłumaczenia celnikowi ukraińskiemu gdzie jadę omal nie wywróciłem motocykla! Sam celnik, ze zdziwieniem na twarzy przytrzymał go w ostatniej chwili. Uśmiechnął się, przybił pieczątkę i powiedział:

- Безопасные путешествия и счастливого приключения!


*Albert Camus - Dżuma

sobota, 11 sierpnia 2012

Have no fear For when I'm alone I'll be better off than I was before*

Polska... Lubin...
Po 2 miesiącach i 9 dniach podróży, po przejechaniu 18 246 km na motorze,  9 296 km w pociągu i 350 km taksówką, dotarłem z powrotem do domu. 
Jak to wielu zauważyło i wypomniało, nie dotarłem do Magadanu. Wynikło to po pierwsze z wagi mojego motocyklu (miałem ze sobą zbyt dużo rzeczy i nie byłbym w stanie pokonać całkowitych bezdroży jakie napotkałbym na "drodze" do Magadanu), po drugie ze zmiany planów podczas podróży (dołączyłem do projektu art-heart-action.com a jej celem był Władywostok). Na całe szczęście nie miałem, żadnego parcia na dotarcie do konkretnego miejsca. Założenia mojego wyjazdu były proste - jechać jak najdalej na wschód Rosji i mieć przy tym dobrą zabawę! Ten cel zrealizowałem w 100%!
Czas spędzony zarówno w Rosji jak i Ukrainie przepełniony były przygodami ( w większości przypadków z pozytywnym zakończeniem ;), różnego rodzaju doznaniami, olbrzymią ilość wcześniej nie zaznanych odczuć, smaków, zapachów i innych dziwnych "rzeczy", których w "zachodniej cywilizacji" nigdy nie odnajdziecie! Bogowie Chaosu - sporo czasu mi zajmie opisanie wszystkiego co mi się przydarzyło podczas mojego wyjazdu ale bądźcie pewni, że niedługo to nastąpi!
Czekajcie cierpliwie a będzie wam dane:D

*Eddie Vedder - Long Nights 

niedziela, 22 lipca 2012

Co było nie wróci; wychodzę wieczorem na spacer I nagle spojrzałem na Arbat i ach...*

Moskwa!
Udalo sie zrealizowac kolejne marzenie! Przejazd koleja Transsyberyjska z Wladywostoku do Moskwy! 7 dni - 9296km w pociagu i 350km w taksowce goniac pociag ( wyjasnie kiedy indziej)! Podroz koleja przez tak dlugi czas to cos rewelacyjnego! 7 dni bez prysznica, z ograniczonym dostepem do pradu, bez internetu-ale to tylko nieliczne z zalet:D Najwazniejsi sa ludzie! Zolnierze, pop, kobiety:D Cala podroz zalezy od tego z kim ja odbywasz! Serdeczn podziekowania dla NASTI, Sajdula, Saida no i babuszki Aleksandrowny! Popa, zolnierza z mongoli, chinczykow...ktorzy okazali sie koreanczykami, Szakiry, ktora dzielnie strzegla porzadku w wagonie nr 4 oraz wszystkich z 2 pietra;)
W Moskwie od soboty. W sobote takze mial byc moj motocykl ale oczywiscie go nie ma. Moze bedzie jutro. Do tego czasu nazywam sie Ilija Cigorow, bo jako Mateusz Rogalski przez ponad miesiac podrozy po Rosji nie dokonalem nigdzie zameldowania w winiku czego nie moge mieszkac w hostelah moskiewskich:P hahah To takze wyjasnie kiedy indziej.
Dzis caly dzien biegalem po Moskwie, miescie z najpiekniejszym metrem jakie do tej pory widzialem! Nie dos, ze bardzo ladne to w dodatku logiczne! Nawet ja sie w nim nie zgubilem a to zadkosc! Kreml, sobor Wasyla Blogoslawionego, Miejskie Muzeum Historyczne Miasta Moskwy na placu Czerwonym, Cerkiew Chrystusa Zbawiciela, dom towarowy Gum, ulica ARBAT i pomnik Okudzawy... przeciez to tylko fragment tego co to miasto ma do zaoferowania! Ale dzieki temu fragmentowi wiem, ze ja tu z pewnoscia wroce!
Niestety jak zwykle nie moge dlugo siedziec na necie takze do uslyszenia pozniej bo podrozy jeszcze nie koniec.
Bywajcie


* Bulat Okudzawa "Arbaty"




niedziela, 8 lipca 2012

WLADYWOSTOK

Dojechalem!
Ponad 14tys km! 36dni! Dziesiatki pzygod! Niezliczona ilosc zyczliych ludzi! Oto szybki bilans mojej podrozy! Niestety znow nie mam czasu by pisac wiecej ale ten dzien nastapi i wtedy bedziecie mogli dowiedziec sie dlaczego warto miec zapasowe klucze, jakie historie moze opowiedziec major z 7 letnim stazem chiruga w Afganistanie, ktore komary kasaja najmocniej, jak wyglada aniol, ile kosztuje masaz  "hotelu publicznym", dlaczego nienawidze fotografow i takie tam rosyjskie przypowiesci.
Koniec Iliady...poa napisac wlasna Odyseje;)

środa, 27 czerwca 2012

Pussy go to Paris, real men go to Irkutsk!

Niestety nie opisze w tej chwili dalszego ciagu wyprawy po Ukrainie ale wierzcie mi na slowo, ze zrobie to w swoim czasie.
Jednakze, bedac w Krasnojarsku poznalem Sevile i Christiana. Ona, tatarka po ojcu, mieszka w St.Petersburgu on, pol szwajcar pol grek, mieszka...no tego nie wie nikt i nikt nie zadaje pytan;) Wspolnie stworzyli projekt

http://art-heart-action.com/

Opowiedzieli mi przy czaju i kawie co, jak, po co, dlaczego i od slowa do slowa stalem sie czlonkiem tego projektu.
Sprawa jest calkiem prosta. Christian jedzie na motocyklu z St.Petersburga do Wladywostoku, Sevilla towarzyszy mu w drodze do Irkucka podrozujac pociagiem. W kazdym wiekszym miescie wyszukuja organizacje, zarowno religijne, panstwowe jak i prywatne, ktore na wszelki mozliwy sposob wspomagaja bezdomnych ludzi. Spisuja dane tych organizacji, robia wywiady z bezdomnymi i umieszczaja je na swojej stronie internetowej. Nastepnie zamierzaja zrobic wielka aukcje charytatywna w St.Petersburgu. Udalo im sie znalezc juz spora grupe zarowno artystow jak i fotografow, ktorzy przekaza im swoje prace. Kazde dzielo bedzie wystawione na aukcji a jego nabywca bedzie zobowiazany do przekazania wylicytowanej kwoty na dowolnie wybrana przez sibie placowke, ktora oni wczesniej odwiedzili. W ten sposob pieniadze w zaden sposob nie beda przeplywaly przez konto Christiana i Sevilli w wyniku czego nikt im nie zarzuci ze robia to dla prywatnego zysku.
Podam jeden przyklad wywiadu, ktory widzialem na wlasne oczy. W Irkucku znalezlismy placowke przy cerwki w ktorej co dziennie wydaje sie obiady dla bezdomnych. W momecie kiedy przeprowadzalismy wywiad z pewnym mezczyzna do sali wszedl pijany dziadek z tortem w rece. Krzyczal, ze dzis ma urodziny i ze ten tort to dla bezdomnych by w raz z nim radowali sie w ten dzien. Postawil tort na stole, usiadl na krzesle obok mnie i zaczal cos spiewac. Zlozylem mu zyczenia i zapytalem co tutaj robi? Michail okazal sie szesdziesiecio piecio letnim majorem! Siedem lat sluzyl w Afganistanie jako doktor, wlada siedmioma jezykami i widzial rzeczy, ktorych nie zyczylby nawet swojemy najwiekszemu wrogowi! Kiedy Christ i Sevilla przeprowadzali wywiady ja z ichailem poszedlem na piwo, a co w koncu mu sie nalezalo. Opowiedzial mi dwie historie ze swojego zycia. Pierwsza sprawila, ze omal sie nie poplakalem, po drugiej nie chcialem juz wiecej zadnych wojennych opowiesci. Ponownie zapytalem go co on robi w takim miejscu jak to? Ma dom, ma emeryture calkiem niezla zatem moze zyc "normalnie".
- Dla mnie nic juz nie jest normalne. Pragne jedynie pic i zyc dalej po swojemu, bez zadnych rozkazow i polecen.

Do piatku w Irkucku. Nastepnie Sevilla wraca do St.Petersburga pracowac nad strona a ja z Christianem jedziemy do Wladywostoku.




środa, 20 czerwca 2012

Ukraina

Witajta!
Nie wiele mam czasu w dodatku pisze z kafejki internetowej w Rosji także na poprawę bledow ort. nie liczcie-musicie mi je wybaczyc:D
Na poczatku chciałem podziekowac Panu z Krakowa, który tym oto miłym akcentem pozegnal mnie w Polsce. Prawdziwy szacunek za umiejetnosci parkowania;)

12 dni do...
Wyjazd. Jak tylko dojechała do Krakowa ekipa z Lubina wyruszyliśmy na Ukrainę. Plan byl prosty - jak najszybciej dojechać do Lwowa, Kuzyn idzie spac, ja z dziewczynami zwiedzamy miasto a wieczorem wszyscy idziemy do Kumpla.
Juz po drodze zostałem brutalnie uświadomiony iz szerokosc mojego motocykla znacznie się zwiekszyla.Stojąc z kuzynem na swiatlach chciałem go poinformowac, ze niedługo bede musiał zatankować. Podjezdzam do niego od tylu a tu nagle pyk...ja stoję motor lezy i zapala sie zielone swiatlo! Kuzyn wystawia glowe przez szybe, patrzy na mnie i ze zdziwieniem pyta czy mi pomoc. Szybka ocena sytuacji wykazala, iz zachaczylem o jego zderzak kufrem co spowodowało iz motocykl z całym sprzętem sie po prostu polozyl a co nie moze?
Nic to, jedziemy dalej. Dalsza droga do granicy obyla sie bez przygod.
Za to na przejściu, podjezdzamy ciągle w tej samej kolejności, Kuzyn z ekipa w aucie przodem ja za nimi, dostajemy jakieś karteczki od celników i zaczyna sie zbieranie pieczątek. W pewnym momencie kuzyn podaje celnikowi paszport, ten zdziwiony odmawia i kaze jechać dalej, no to kuzyn w auto i jedzie. Mija kolejnego celnika i udaje sie do wyjazdu. W tej samej chwili podbiega do mnie ten sam celnik i pyta gdzie on ucieka? Sam sie dziwie, w koncu jeszcze nic nie przemycamy, czyżby Kuzyn chciał skandal przed Euro wywolac? Celnik krzyczy, biegnie do butki, zaczyna gdzieś dzwonic, inna celniczka macha na mnie bym podjechał mowiac- Ty sie nie boj my go dorwiemy! A ja wlasnie tego sie obawiam! Przeciez tam w aucie jest moja mama! Zawrócili ich spowrotem kiedy ja bylem przy ostatnim punkcie z pieczątkami. Duzy celnik zabrał paszport, zobaczył wizę rosyjska i sie pyta dokąd jadę. No to ja mu ze na Ukrainę, na mecz do Charkowa a potem do Rosji.
- Kuda do Rosji?
- Waladywostok?
- Kuda? Powtarza zdziwiony celnik. Bierze moje dokumenty, wychodzi z butki.
- Na motocyklu?
- Da.
- Po ciemu?
- A pociemu nie? Bo mogu. ( zauważcie jak wysoki poziom rosyjskiego reprezentuje, zwlaszcza, ze rozmawiam z ukrainskim celnikiem:D )
- Od polski durak. Poszedł. Doswidania
Odjezdzam, czekam chwile az Kuzyn sie wytłumaczy i ruszamy dalej w drogę. Od razu widać ze Ukraina do ostatniego dnia przygotowywuje sie do euro. Na trasie do Lwowa jeszcze robili drogę, malowali pasy i na szybkiego sypali pobocza. W pewnym momencie dostrzegłem jak auto Kuzyna zaczyna zostawiać po sobie dziwne slady. Myslalem, ze hamuje i tylnie swiatlo stop mu sie spaliło ale nieeee. Chwile pozniej skrecalismy w lewo i niesamowicie zaskoczony zauwazylem, ze mój motocykl zaczyna slizgac sie wraz ze swiezo polozonym asfaltem!
Lwów-to nie jest miasto dla motocykli!
Wyobraźcie sobie szerokie drogi, takie nasze 4pasmowki, asfaltowe na przemian ze starymi kocimi lbami, tak wyjezdzonymi ze az sliskimi. Oczywiście zadnych pasów to tez nagle zaczynaja cie wyprzedac ludzie zarówno z lewej jak i z prawej strony! W dodatku jezdza trolejbusy ( na Ukrainie każde duze miasto ma trolejbusy), busy i tramwaje. Wszystko to wywolalo przerażenie na kuzyna twarzy, które bylo niczym w porównaniu z moim strachem! Bo jakby tego bylo malo to wszystkie studzienki ściekowe oraz szyny, które powinny byc pochowane pomiędzy kocimi lbami, od dawien dawna nie bawia sie juz w chowanego i dumnie wystaja 20cm ponad powierzchnie nawierzchni! Wjezdzam na skrzyżowanie, chce skrecic w prawo a szyny skrecaja w lewo i ni jak nie moge ich przejechac bo mi sie kolo slizga! Zatem kierunek w prawo a jade w lewo, po czym na delikatnym wzniesieniu przejezdzam szyny i zaczynam jechac prosto by wyprostowac motor a nastepnie dopiero skręcam w prawo! Widzie śmiech na twarzy kierowcy za mna, przyjaznie macha mi reka i dalej czeka na zielone bo na moim juz nie zdazyl!
Przyznać trzeba, ze ludzie na Ukrainie życzliwi i bardzo uprzejmi a przynajmniej my z takimi mieliśmy doczynienie.
Po zakwaterowaniu kuzyn poszedł spac a my na miasto. Lwów...to miasto, które wciaz zyje polska historia! W lwowskich kosciolach widziałem więcej inskrypcji w polskim języku a niżeli w polskich, gdzie wszystkie sa albo po lacinie albo po niemiecku! To miasto to prawdziwe muzeum pod gołym niebem.
Wracamy po Kuzyna i do Kumpla!
http://www.kumpel.biz/
Wszystkim polecam! Przed wyjazdem mialem rozmowę z Kamila na temat testowania nowych restauracji. Doszliśmy do wniosku ze na 10 dwie sie trafia na poziomie do 8 idzie sie po raz pierwszy i ostatni. Przyznam szczerze, ze wizyta w Kumplu w pelni wynagrodziła mi poprzednie 8 niewypalow!

12dni do...
Więcej na temat Lwowa dopisze kiedy indziej bo zabrało by mi to zbyt duzo czasu, którego teraz nie posiadam.

10 dni do
Z zalem opuszczamy Lwow i kierujemy sie do Kamienca Podolskiego, gdzie 1 noc spaliśmy w hotelu przy samym zamku a pozniej dla oszczędzenia 10zl (czego Kuzyn mi nigdy nie zapomni) przenieslismy sie do klasztoru. Droga do Kamienca...niesamowicie lalo! W dodatku kuzyn gna po ukraińskich drogach ponad 100km/h a ja zaraz za nim na motorze w deszczu! Zapada noc dojezdzamy do  Skaly Podolskiej ( jestem swiecie przekonany, ze to tu), po raz 1 zatrzymuje mnie policja ale wszystko dobrze sie kończy. Sprawdzaja dokumenty,pytaja gdzie jade, w tym momencie kuzyn sie cofnal wyszedl z auta, chwile pogadalismy, pytam ich o klasztor, w którym teoretycznie mieliśmy nocować, policjant robi wielkie oczy, mówi ze o niczym takim nie wie, oddaje dokumenty i puszcza nas wolno! Kuzyn mówi, ze niedaleko Kamienca jego GPS znalazl nocleg. Zly na siebie bo caly mokry zapierdzielam w nocy (juz kolo 22) szybko motorem, w dodatku widze ze juz niedlugo zkonczy mi sie benzyna w baku, zly na kuzyna bo ten jedzie gdzieś dalej kiedy to przeciez jest tu na miejscu! Bluzgam go pod kaskiem ostro bo jedziemy juz dobre 40minut, Kamieniec( w moim mniemaiu) dano za nami a on mnie prowadzi do jakiegos miejsca w poblizu Kamienica! Juz mialem sie zatrzymac i oznajmic, iz dalej nie jade i wracam, kiedy oczom moim ukazal sie znak...znak Kamieniec Podolski a zaraz za nim hotel kuzyna! Jak sie pozniej upewnilem, Skala Podolska a Kamieniec to dwie rozne miejscowosci.
Parokrotnie zdazalo mi sie ze moje dziecinne wyobrażenie czegoś zostało pokonane przez rzeczywistosc. Drzewo, krtore w wspomnieniach siegalo 10 pietra, obecnie ma 3m. Dziura, która byliśmy w stanie przejsc do Chin, dzisiaj jest jedynie glebszym lejem po bombie w lesie. Wszystkie nasze wrażenia z dzieciństwa opierają sie na przejaskrawionych wspomnieniach. Wizje, które pielęgnujemy w glowie sa na stale poplatane z nasza wyobraznia! Zatem postarajcie sie wyobrazić sobie jak sie czuje człowiek, kiedy okazuje sie, ze obraz, który towarzyszy mu od dzieciństwa nawet w polowie nie jest tak doniosły jak w rzeczywistosci! Czytając trylogie Sienkiewicza nie bylem świadom, ze to co on opisuj jest tak dostojne, olbrzymie i niezdobyte! Kamieniec stanowi jednoczesnie wspaniala baze wypadowa do innych atrakcji tego rejony. Zwiedzilismy Zbaraż, Chocim - Polacy potrafili -oraz Okopy sw.Trójcy

8 dni do
Jedziemy do Baru, gdzie poznajemy przemile siostry zakonne. Dzielnie walcza z remontem klasztoru. Nastepnie prosto do Odessy, miasta, jak sie pozniej okazało, z najpiekniejszym dworcem kolejowym jaki w zyciu widziałem!
Tak prezentuj sie w środku! Wygląda niczym nasze muzea w dodatku czysty i zadbany. Porzadku pilnują policjanci a do jednej z poczekalni to nas ochrona nawet wpuscic nie chciała, chyba niegodniesmy wyglądali! Cale miasto zadbane a zwłaszcza ul.Puszkina, która dzięki mojej mamie znamy chyba wszyscy na pamiec-3h szukaliśmy banku, w którym mozna by wymienic zlotowki na ichniejsza walutę!
Przechodzilismy obok sklepu z bizuteria i futrami, u ktorego wejscia stal ochroniarz z kalasznikowem!
W Odessie po raz pierwszy pilem prawdziwy kwas chlebowy z beczki- doznania smakowe nie do opisania, tu takze po raz pierwszy widzialem plac typowo dla komunistycznych pochodowy.
Mielismy tez "przyjemnosc" zwiedzic noca czesc Oddesy, ktorej turysci nie chca widziec...naprawde nie chcecie jej widziec;)

6 dni do..

Jedziemy na Krym ...ale to juz kiedy indziej. Pozdrowienia z Nowosybirska.

piątek, 1 czerwca 2012

"Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię."*

I nadszedł ten dzień. 
Dźwięk budzika brutalnie wprowadził świadomość do mego umysłu. Oczy natychmiast nabrały ostrości a w głębi mnie wyrosło zdanie, które poczęło się rozchodzić po każdej komórce mego organizmu:
- To już dziś!
Leżałem w bez ruchu dobre pół godziny wpatrując się w sufit. Czułem jak to jedno zdanie, ten równoważnik zdania, rozprzestrzenia się w głębi mego ciała niczym echo w jaskini. Każda tkanka, każdy organ przez który zdążył przeniknąć napełniał się lękiem! Już dawno żaden niepokój nie gościł w mojej świadomości a co dopiero taki, który by paraliżował mnie od wewnątrz!
- To już dziś! Wyjeżdżam na kraniec świata.
Decyzja zamarzła! Tama lęku puściła, kolejne wzbierające we mnie uczucie przelało się przez mój organizm niczym wzburzona woda. Ekscytacja! Niespodziewany zastrzyk adrenaliny! Serce na chwilę zamarło, krew ustała, powieki się zamknęły... po czym wszystko odrodziło się do życia ze zdwojoną siłą. Chęć wyjazdu, wola zmienienia czegoś wyrwała z trwającego od miesięcy marazmu, wszystkie me zmysły, utwierdzając w przekonaniu, że:
- To już dziś! Dziś zaczyna się realizacja mojego marzenia!

30 maja 2012, dzień w którym zapakowałem wszystko na motor i pojechałem.  Stan licznika w motorze wynosił 52286km. Zobaczymy o ile się zmieni.
Wpierw do Krakowa. Tam pożegnanie z Kamilcią w Absyncie, no bo gdzie by indziej;) W nocy z piątku na sobotę, taki prezent na Dzień Dziecka, dojeżdżają do mnie Mama (zwana Kobietą), Kuzyn (zwany Mariuszem) i jego dziewczyna (która dopiero będzie pracowała na swój przydomek) i razem (oni w aucie ja na bestii ) wyruszamy na Lwów. Dwa dni zwiedzania i tłumaczenia okupantom, że " Po Lwów to my jeszcze wrócimy!";) Następnie wyjazd do Kamieńca Podolskiego, zamierzamy szczegółowo zbadać "bramę do Polski" oraz pobliskie zamki, ruiny i miejsca, które wciąż pamiętają historyczne wzloty jak i upadki naszego kraju! Od tego momentu zamierzamy jechać na wschód, wzdłuż południowej granicy Ukrainy: Odessa i Krym: Yevpatoriya, Sevastopol, Jałta. 
Na Krymie dolatuje do nas Siostra (zwana...) z Andreasem (zwanym Andi), zw wyniku czego od 9czerwca zwiedzać będziemy szczęśliwą siódemką;)
Do Charkowa planujemy przyjechać 12 czerwca, dzień wcześniej a niżeli jest mecz, by mieć czas na wypoczynek. Następnie widowisko Holandia - Niemcy po czym w czwartek z samego rana cała ekipa kieruje się w stronę Polski a ja samotnie przekraczam granicę Ukraińsko - Rosyjską. Jest to dzień, który rozpocznie mą samodzielną przygodę.

Ostatnie parę tygodni w Lubinie zleciało mi bardzo szybko. Chaos przygotowań, który starałem się ogarnąć, doprowadził mnie do tego, iż z nie każdym zdążyłem się pożegnać. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Jednakże wiedzcie, że tego typu pożegnania są bez celowe bo niestety ale ja zamierzam stamtąd wrócić, gdziekolwiek to "tam" się znajduje:D



*Johann Wolfgang Goethe

wtorek, 29 maja 2012

“Podróz jest po prostu stosunkowo zdrowym rodzajem narkotyku.”*

A bój to był okrutny! Dwa dni użerania się z kuframi, upychania rzeczy, narzędzi, części zapasowych i ... ( wiem, że mi tego nie odpuścisz Złośnico) konserw, za które muszę podziękować jednemu z moich sponsorów, Staropolskiej Hurtowni Przetworów Konserwowych "Łysy";)
Jednakże, jak widać na załączonym obrazku, jakoś się to udało. Na chwilę obecną jestem w stanie rozpakować bądź spakować motocykl w dwadzieścia minut co osobiście uważam za całkiem niezły wynik. W gwoli wyjaśnienia dodam tylko, że kufer z prawej strony jest cięższy od lewego dlatego dla wyrównania wagi dodałem przednią oponę. Ciężar mojego maleństwa znacznie wzrósł ale jest on rozłożony równomiernie w wyniku czego w żaden sposób nie wpływa to na stabilność. Wciąż prowadzi się płynnie a motocykl posłusznie wykonuje wszystkie me polecenia.
Rozpoczęcie podróży planuję na czwartek lub piątek, lecz jak zwykle niemcy musieli namieszać, to też czekam na wieści, które mają istotny wpływ na dzień mego wyjazdu.
Swoją drogą muszę się przyznać, że z każdym dniem upewniam się w przekonaniu, iż była to "mądra" decyzja. Z utęsknieniem oczekuję dnia, w którym siądę na motocykl i ruszę w nieznane...



* Andrzej Stasiuk

sobota, 12 maja 2012

A ja myślę, że całe zło tego świata bierze się z myślenia. Zwłaszcza w wykonaniu ludzi całkiem ku temu nie mających predyspozycji...*

Zatem niewiele myśląc postanowiłem pokazać wam jeden z wiatrów w moje skrzydła. Te oto cztery podmuchy zostały mi dostarczone dzisiaj przez kuriera.
Pamiętam jak wahałem się nad pomysłem wyjazdu do Rosji, samemu nie wiedząc czy to w ogóle ma sens? Zastanawiając się co i komu tak na prawdę chcę przez to udowodnić? Nie do końca będąc pewnym decyzji jaką podjąłem, jak każdy "prawdziwy mężczyzna" potrzebowałem jakiegoś znaku, głosu chaosu, który w niewyjaśniony mi bliżej sposób zatwierdził by moją decyzję. Takim właśnie motywatorem ( co zdziwieni? Tak, po za demotywatortami istnieją jeszcze na tym świecie, rzeczy które motywują!) była wiadomość otrzymana na skrzynkę pocztową z dnia 29.04.2011, kiedy to zostałem poinformowany, iż mój wniosek o bilety na Euro 2012 został wylosowany. Pamiętam jak dziś radość jaka mnie ogarnęła! Nawet nie przeczytałem tej wiadomości do końca. Byłem przekonany, że wylosowali wszystkie wnioski jakie wysłałem! Niewiele myśląc napisałem o wszystkim do paru znajomych w tym Tudaja i Łonia. Czyli o tym, że mam bilety na wszystkie mecze Euro 2012 (bo w rzeczywistości na wszystkie mecze wysyłałem wnioski;)! Reakcja była błyskawiczna - każdy z nich był wstanie zrobić wiele byle bym im dał chociaż po jednym bilecie na mecz Polskiej reprezentacji! Te dwa małe zboczeńce naprawdę dużo obiecywały za te bilety;P Ochłonąwszy z emocji, wyśmiawszy ich propozycje, postanowiłem jeszcze raz dokładnie przeczytać wiadomość oraz zalogować się na portalu UEFA dla upewnienia się o swojej wygranej. Dopiero wtedy doczytałem, że zostałem szczęśliwym posiadaczem tylko 4 biletów, w dodatku na mecz, który ma się odbyć 13.06.2012 w Charkowie. Ze stoickim spokojem wysłałem chłopakom sprostowania do poprzednich sms-ów, w których to tłumacząc swoją  nieuwagę przygotowując grunt pod ich szyderstwa. Znamy się od lat, dlatego wiedzieli, że często zdarzają mi się takie dziwne "przygody" a ja wiedziałem jak na nie reagują. Nie musiałem czekać długo na odpowiedź Tudaja, która brzmiała mniej więcej tak: 
- Charków buahahaha powodzenia! Przecież to jest drugi koniec Ukrainy a my do tego pierwszego mamy w pizdu daleko! Po jaką cholerę w ogóle brałeś udział w losowaniu takich biletów? Ty to naprawdę masz najeb.. we łbie misiaczku!
Łoniu był trochę bardziej konkretny ( posiada tą cechę od momentu kiedy jest ze swoją nową miłością):
- Charków... Ani tam pojechać, ani wysłać rodzinę no ale przynajmniej będziesz mógł je sprzedać.
Sprzedać? Bez sensu! Ja chcę jechać na ten mecz (przypominam tylko, że nie miałem wtedy tak na dobrą sprawę biletów! Była to tylko informacja o tym, że wylosowano mnie na mecz, nie wiadomo jakich drużyn, który odbędzie się na niewybudowanym wtedy jeszcze stadionie ale w przeciągu dziesięciu dni muszę już za to zapłacić! Świat jest pełen absurdów!). Niestety zmuszony byłem przyznać im rację - taki wyjazd to poważna wycieczka, mimo iż Ukraina podobno jest tania to jednak wciąż Charków jest miastem w jej  północno-wschodniej części! Odpalam u wujaszka gUgle mapę Europy, sprawdzam dokładne położenie Charkowa i.... i to jest to! Rzeczywiście miasto jest położone daleko od granicy Polskiej ale bardzo blisko granicy Rosyjskiej! Jakże wielkim marnotrawstwem było by nie odwiedzić Mateczki Rosyji kiedy jest się już tak blisko! Bogowie Chaosu po raz kolejny zaakceptowali mój szalony plan, w jasny i klarowny sposób dając mi do zrozumienia, iż są ze mną! Nie należy jednak mylić pojęcia "jesteśmy z Tobą" z " wspieramy Cię"! O nie! Chaos nie wspiera, Chaos nie przeszkadza, Chaos bacznie obserwuje i wyczekuje... dalszych moich poczynań z nadzieją, że jeszcze nie jedną łzę szczęścia wycisną one z jego oczu;) 
Cóż, chyba nie mogę zawieść jego oczekiwań...;)



*A.Sapkowski

piątek, 11 maja 2012

Źródłem kreatywności jest przede wszystkim przyjemność z poznawania uporządkowanej złożoności Natury, która sama w sobie jest pięknem.*

W taki o to sposób zamierzam spędzić większość nocy podczas mojej wyprawy do Rosji. Przedstawiam to zdjęcie przede wszystkim Paniom, które w żaden sposób nie były w stanie wyobrazić sobie jak wygląda prześcieradło pod którym chcę spać i dlaczego nie jest to namiot? Zatem gwoli ścisłości - to "prześcieradło"nazywa się Tarp. Jest on wodoodporny a dzięki specjalnemu impregnatowi także ognioodporny. W wyniku czego można pod nim rozpalić ognisko. Tego wieczoru, jak można zauważyć na zdjęciu, rozbiłem Tarpa w 3/4 jego możliwości. Wynikało to z wiatru, który hulał w lesie, postanowiłem, że jeden róg będzie mnie chronił od wiatru - co się w stu procentach sprawdziło. To co wisi pod tarpem to nic innego jak brytyjska wojskowa moskitiera, która żadnego paskudztwa nie wpuszcza do środka, no po za mną oczywiście:P Wewnątrz moskitiery wyścielona jest gruba karimata a na niej śpiwór wojskowy - wersja letnia holenderskich oddziałów specjalnych. Wszystko to razem sprawia, że śpi się naprawdę przednio! W dodatku, nie straszny mi żaden chłód ani wiatr. Taki typ biwakowania daje dodatkową możliwość schronienia motoru przed deszczem, rozpalenia ogniska prawie, że przy samym śpiworze no i nie ogranicza mi pola widzenia. Także spokojnie, jeśli będzie mnie atakował jakiś niedźwiedź to jest szansa, że go zauważę i zdążę popełnić rytualne samobójstwo - nie dam rosyjskiemu niedwiediowi satysfakcji zjedzenia mnie żywcem;)


P.S.
Podziękowania dla Piotrka;)

*Ursula K.Le Guin

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Lepiej być władcą w piekle, niż służyć w niebiosach.*

A jednak mój raj także potrafi kąsać:

http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/potezny-wybuch-wulkanu-siwelucz-kamczatce

*John Milton; Raj utracony

sobota, 21 kwietnia 2012

Z umarłymi lepiej nie podróżować*

Nie wiem co mi przyszło do głowy by zacytować tego poetę ale skoro jest to tak zostanie.
Poniżej podeślę kilka linków do osób wartych poznania! Nie zawsze są to postacie, które polubicie. Bywają aroganckie, egoistyczne, uparte, egocentryczne, bezczelne!No cóż...to samo mówią o mnie;)

http://www.enduranceparts.pl/Magadan_Endurance_Expedition_2011.pdf

http://wyborcza.pl/dziennikkolymski/1,109336,8409992,Dzien_1__Magadan_nad_morzem_Ochockim_.html

http://www.kogo.republika.pl/Podroze.htm

http://www.wimdookolaswiata.pl/home.htm

Swoją drogą ten film oddaje wszystko co mam do powiedzenia osobą, które mnie pytają dlaczego chcę jechać w głąb Rosji:

http://www.filmweb.pl/Wszystko.Za.Zycie


*Henri Michaux

wtorek, 17 kwietnia 2012

- A czy ty w ogóle wiesz gdzie leży Kamczatka? - Czyli prolog wyprawy ku samopoznaniu.


- Taa.. Przecież wszyscy wiedzą, że Gola to królestwo Kapusty! Możecie się śmiać, ale to właśnie ta mała wioska zamieni się w dolnośląską metropolię! Ma dobrą lokalizację, połączenie drogowe z resztą świata a i TGV wam teraz budują! No ok, zaczęli od rogatek na obwodnicy golskiej, ale od czegoś trzeba zacząć!
- Rogal ma rację, Królestwo Kapusty się rozrasta! Dziś Gola, jutro Lubin a za tydzień cały świat! Nikt was nie powstrzyma!
- Śmiejcie się, śmiejcie ale sami chcieli byście tutaj zamieszkać!
- Jaaaasne! - Sarkastycznie wykrzywił się Przepiór. – Miły, pamiętam czasy liceum, kiedy przy organizowaniu każdej popijawy w Lubinie narzekałeś na brak dojazdu. Jak to po dziewiętnastej nie jeździ już żaden autobus a…
- Ale Przepiór to były czasy, kiedy TGV było wyłącznie we Francji a do Goli jeździła tylko 9! Przecież teraz w XXI w. ludzie latają rakietami na księżyc a Gola ma połączenie siecią metra, TGV, oraz, jako jedyna w Polsce, szybki nadziemnym przewóz osobisty…
- Nadziemny przewóz osobisty, masz na myśli powroty Miłego po dwóch piwach na rowerze do domu! Jaki był rekord? Pięć kilometrów w dziesięć godzin?
- Miły naprawdę wracałeś kiedyś do Goli w dziesięć godzin? - Z niedowierzaniem zapytała Karolina.
- Ej no co wyście się tak tej Goli uczepili? Przecież to nie jest najśmieszniejsza nazwa miejscowości jaką słyszałam w życiu – powiedziała Kamila ratując zawstydzonego Miłego - Niedaleko Krakowa znajduje się wioska Zagacie a koło Kielc leży Wzdół Rzędowy.
- Jaki wzwód? - Z zaciekawieniem zapytał Przepiór. 
- Sam jesteś wzwód perwersie! - Roześmiał się Miły.
- Raz widziałeś po pijaku i na całe życie zapamiętałeś - z dumą odpowiedział Przepiór.
- Że co? - Zdziwiła się Olka – Miły jak to widziałeś?
- Oluś, on przecież żartuje. - Tłumaczył się Miły.
- Teraz tak mówisz a po nocach spać ci to nie daje.
- Wy jesteście nienormalni – skwitowała Karolina wybuchając śmiechem.
- Swoją drogą, chcielibyście mieszkać w Katarze? Jestem Katarem z kraju Katar – noo to brzmi dumnie. - Odpowiedział roześmiany Przepiór.
- Ja tam bym chciał, jest to jedno z najbogatszych państw świata a przynajmniej było najbogatszym państwem w 2010 roku.
- Miły nie mało ci, że jesteś Tełtonem z rodu Tojtojów zamieszkujących lasy teutoborskie tuż przy golskich polach kapusty to jeszcze chcesz całe swe plemię zarazić katarem?
- Wam Tojtojom nigdy nie można ufać! - Parsknął śmiechem Przepiór.
- O co chodzi z tym tojtojem? - Zapytał niepewnie Kuba.
- Nie, proszę, nie tłumaczcie mu tego teraz – wtrąciła Kamila. – Kuba, słyszałyśmy to wiele razy i wciąż nie rozumiemy także uratujemy cię przed tą pijacką opowieścią.
- No dobra. Czytałem kiedyś w necie, że na Węgrzech jest miejscowość o nazwie Nagykutas a na Słowacji Fackov.
- W Walii natomiast, znajduje się jakaś wiocha, której nazwa składa się z pięćdziesięciu ośmiu liter!
- Jak to? Pięćdziesiąt osiem liter? Miły a pamiętasz tą nazwę?
- Jasne, że tak Przepiór: Lanki tanki tokimoko przepiórowi kijek w oko. Chyba cię już do reszty.
- tokimoko przepiórowi kijek w oko, dobre Miły, dobre. No ale nazwy nie muszą być wymyślne i nie wiadomo co oznaczać wystarczy, że się dziwacznie kojarzą. Przypomnijcie sobie waszą pierwszą myśl, gdy w liceum na lekcji geografii nauczyciel opowiadał wam o głębokim rowie mariackim?
- Mariańskim Rogalu.
- Ty się już biednego Marianka nie czepiaj i tak wiesz o co mi chodzi. Albo Kazachstan, znacie ten kawał o Kazachstanie i prostytutce?
- Znamy mistrzy Oklahomy, mi tam zawsze podobała się nazwa Kamczatka - wystrzelił Przepiór.
- Mi również! Swoją drogą, marzy mi się, że kiedyś tam pojadę.
- Na Kamczatkę? A czy ty w ogóle Rogal wiesz gdzie to jest?
- Nie, oświeć mnie proszę o wielki Przepiórze!
- W centrum Rosji i co zaskoczony?
- No dobrze, że nie powiedziałeś w centrum świata, chodź może było by to trafniejsze określenie. - Kuba jako jedyny powstrzymał śmiech. – Chodzi ci zapewne o Krasnojarsk, a Kamczatka to półwysep na dalekim wschodzie Rosji.
- Toż to jeszcze dalej! I ty Rogal chcesz tam jechać? Niby jak?
- Jak to jak? Jedynym i słusznym środkiem transportu – motorem!

   Powyższa sytuacja miała miejsce trzy lata temu w domu Miłego i z pewnością tylko nieliczni ją pamiętają. Gwoli przypomnienia dodam, iż głównym powodem naszego spotkania było oglądanie nagrania ze ślubu Hermanów, tak, tego nagrania.
   Od tamtego czasu postanowiłem sobie, że pojadę na Kamczatkę. Pomysł w żaden sposób nie był umiejscowiony w czasie i miał się oczywiście sam kiedyś spełnić. Z pewnością macie tak z większością swoich marzeń, które kiedyś, gdzieś, jakoś samoistnie się zrealizują. 
   Siłą napędową realizacji mojego marzenia była monotonia a raczej wyrwanie się z jej objęć. Wpierw muszę uprzedzić, że moim celem nie jest obrażenie kogokolwiek. Jednakże wierzę, że każdy z nas musi znaleźć własny sposób na życie a mi po prostu nie odpowiadały ramy w jakie chciano mnie wepchnąć. Baa, sam nawet dążyłem początkowo do ich zamknięcia się nade mną! Jesteśmy pokoleniem, którego życie jest dosyć schematyczne. Brak rewolucji oraz jaki taki dostatek nas otępiają. W wyniku czego w młodym wieku uczęszczamy na studia, gdzie jak nam się wydaje doznajemy wszystkich przyjemności jakich życie może nam dostarczyć. Jednocześnie już na studiach będąc zaczynamy pracować, bo za przyjemności trzeba niestety płacić. W tym samym okresie poznajemy wybrankę/wybranka swojego życia. Po zakończeniu studiów bierzemy ślub ( w katolickim kraju tego się od nas oczekuje ), produkujemy dziecko, zaciągamy kredyt na mieszkanie i w ten oto sposób stajemy się w pełni dorosłymi przedstawicielami ludzkiego gatunku. Postawa taka pozwala nam jednocześnie odnaleźć się w obowiązujących nas normach:
– Przecież wszyscy tak robią.
Jest to „naturalna” kolej rzeczy, która umożliwia nam wtopienie się w otoczenie i daje poczucie przynależności do społeczeństwa. Tak samo jak rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, tak i my przez następne kilkadziesiąt lat będziemy musieli za wszelką cenę trzymać się pracy by móc spłacić zadłużenie, wychować dzieci i żyć „ na poziomie”. Powoduje to, iż większość z nas męczy się z sobą samym całe swoje życie. Wykonujemy pracę, której nienawidzimy, mieszkamy w mieście, które nam nie odpowiada i żyjemy życiem, które prowadzi nas do samozagłady. Codziennie zmuszamy się by wstać i spełnić obowiązki, które sami na siebie narzuciliśmy. Każdego dnia, zapętleni w nakazach, zakazach, kodeksach, dogmatach, przestrzegając tego, co wypada i jak ognia unikając tego, co nie wypada, wypalamy się od środka. Zamieniamy swoje życie w schematycznie poukładaną wegetację.
   Tylko nieliczne osoby, rozwinięte wewnętrznie, potrafią się zatrzymać, odciąć od myśli, które nami manipulują, a które w większości zostały nam narzucone i zauważyć błędy w schemacie. Taki rozwój wymaga dużej samokontroli oraz ciężkiej pracy nad sobą samym. Nie uważam bym był odpowiednio rozwinięty wewnętrznie i nie wiem czy kiedy kolwiek to nastąpi. Jednakże potrafię dostrzec rzeczy, które mi się nie podobają, nie tylko jako zjawiska już istniejące ale jako zjawiska powstałe w wyniku wykonania jakichś czynności. Otaczający nas świat widzę jako sumą akcji i reakcji w nim zachodzących oraz naszego postępowania. 
   Nie twierdzę, że wyjazd na Kamczatkę musi doprowadzić mnie do jakiegoś innego stanu świadomości ani, że pozwoli mi zrzucić jarzmo nałożonych na siebie schematów. Moim zdaniem on sam w sobie jest już zmianą, która będzie miała olbrzymi wpływ na mnie a także i na moje otoczenie. Jest to mój ruch i z ciekawością czekam na reakcję świata.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Ekwipunek na wyprawę „Kamczatka 2012"


Poniżej przedstawiam listę rzeczy, które zamierzam ze sobą zabrać. Tworząc ją wspierałem się na "Liście załadunku" znalezionej na forum, które często odwiedzam:


Czekam na ewentualne podpowiedzi bądź też uwagi.

Ekwipunek na wyprawę „Kamczatka 2012"

  1. Środki higieny:

- szczoteczka do zębów(2szt.)  i pasta;
- nawilżone chusteczki;
- szczotka do włosów;
- gumki do włosów;
- cążki;
- szare mydło;
- antyperspirant;
- ręcznik szybkoschnący;
- papier toaletowy;
- chusteczki higieniczne;
- apteczka ( Ibuprofen-pabi,żel łagodzący ból, Nolpaza,Cezera, 4lacti,Unidox,Klarmin,No-Spa,Dicortineff,Paracetamol,Metronidazol Polpharma,DexaCaps,wapno rozpuszczane w tabletkach, węgiel, witaminy, woda utleniona w żelu, opatrunek elastyczny w sprayu, plastry z opatrunkiem, bandaż, krem przeciw słoneczny, środek łagodzący oparzenie, środek przeciw owadom );



  1. Dokumenty

- paszport;
- prawo jazdy;
- dowód osobisty;
- portfel wodoodporny;
- ubezpieczenie;
- torebka na dokumenty wodoodporna;
- karta MasterCard;
- zdjęcia paszportowe;
- ksera paszportu i dokumentów;
- wiza;
- zeszyt, 2 długopisy, ołówek;
- notes z adresami i telefonami;
- pendrive ze skanami dokumentów i zdjęć;
- zapasowe kluczyki do motocykla i sakw;



  1. Ekwipunek

- śpiwór 1szt.;
- karimata 1 szt.;
- tarp 1 szt.;
- czapka z moskitierą;
- nóż;
- scyzoryk;
- niezbędnik (z łyżką i widelcem);
- latarka i baterie (+ czołówka);
- aparat foto graficzny i ładowarka, kary pamięci, akumulatory;
- menażki ( 1 garnek, kubek i bukłak na wodę );
- krzesiwo;
- zapalniczka na benzynę;
- Gps wraz z mapami Ukrainy i Rosji;
- telefon kom. i ładowarka;
- papierowe mapy Rosji i Ukrainy;
- rękawiczki robocze;
- igły i nici;
- termos;
- zegarek;
- gumki recepturki;
- troki;
- sznur;
- trytytki (plastikowe opaski zaciskowe);



  1. Części do motocykla

- zestaw kluczy;
- łyżki do opon (3 szt.);
- opony na zmianę;
- filtr paliwa/powietrza;
- smar do łańcucha;
- olej silnikowy;
- zapasowe dętki;
- zestaw do sklejania dętek;
- bezpieczniki;
- pompka;
- taśma klejąca;
- śrubki, nakrętki, podkładki;
- świece zapłonowe;
- wd40, tubka silikonu, super glue;
- rurka do paliwa;
- wentylki i kapturki, klucze do wykręcania wentylków;
- ogniwo łańcucha;
- linki sprzęgła i gazu;
- żarówki;
- łożyska kół + uszczelniacze;



  1. Odzież

- spodnie na motor;
- spodnie bojówki;
- kurtka na motor;
- kask i kominiarka;
- rękawiczki zimowe i letnie;
- protektory na kolana;
- kurtka przeciw deszczowa;
- podkoszulki 3 szt.;
- bielizna termo izolacyjna,;
- skarpetki 4 pary;
- bokserki 4 pary;
- buty wysokie 1 para;
- zwykłe buty (adidasy/trampki);
- bluza i koszula z długim rękawem
- bandana/chusta;
- okulary przeciw słoneczne;


      6.  Rzeczy dopowiedziane

- prezerwatywy;
- pieprz w sprayu;



Jeśli ktoś Ci zarzuca apatię i ignorancję, odpowiedz: „Może... Nie wiem... Gówno mnie to obchodzi.”*


Myślę, że pora wyjaśnić kilka rzeczy, zwłaszcza osobom, które uważają mnie za wzorowy przykład ignoranta wyruszającego w podróż, której „grand finale” będzie śmierć gdzieś daleko na zapomnianym przez bogów krańcu świata. Zatem w woli wyjaśnienia:
- Najprawdopodobniej macie rację.
Nie zamierzam z tym polemizować, gdyż uważam taką rozmowę za typowy przykład studenckiej dywagacji. Zmuszony jednak jestem podać kilka paradygmatów tejże teorii, o których może nie wszyscy jeszcze wiedzą. Zawierają się one w moim „ignoranckim triduum”:
   Pierwszym i chyba najważniejszym argumentem zwolenników mej ignorancji jest fakt, iż prawo jazdy kat.A zrobiłem w niecałe trzy tygodnie i posiadam je od października 2011r. Jak pewnie większość z was się już domyśliła, nigdy wcześniej nie odbyłem dłuższej podróży motocyklem. Fakt ten wielu osobom spędza sen z powiek sprawiając, że budzą się w nocy z ustami wykrzywionymi w krzyku:
- Ale, że jak?!? Odpowiedź jest wręcz banalna:
- Zwyczajnie. Wsiadam na motor i jadę do przodu. Wbrew wszelkim opiniom, „filozofia” wyprawy motocyklowej nie zmienia się wraz ze zdobytym doświadczeniem. Zarówno pierwsza jak i setna podróż przebiega tak samo – kierownicą do przodu. Zmienia się oczywiście kwestia przygotowania i technika prowadzenia ale cały proces poruszania się jest niezmienny.
   Jeżeli chodzi o moją wiedzę na temat funkcjonowania motocykla i sposobów przywracania tejże funkcjonalności w kryzysowych sytuacjach, to jest ona naprawdę znikoma, aczkolwiek stopniowo, małymi kroczkami poszerza się. W wyniku czego przed moją wyprawą zamierzam oddać motocykl na dokładny przegląd jednemu z lepszych mechaników motocyklowych w okolicy! Jego głównym zadaniem będzie zminimalizowanie ryzyka wystąpienia jakiejkolwiek usterki. Jednakże, jeśli po mimo to, przytrafi mi się na trasie coś niespodziewanego (a stanie się tak z pewnością nie raz) to jestem pełen wiary w rosyjskich mechaników, którzy jak wszystkim wiadomo, z puszki po konserwie, rury kanalizacyjnej i odrobiny butaprenu potrafią zbudować całkiem porządne czołgi:P Zatem Trampek nie będzie stanowił dla nich żadnego wyzwania;)
   To samo mógłbym powiedzieć o moim poziomie wiedzy na temat języka rosyjskiego. Jego stopień zaawansowania określam jako: Kali chcieć, Kali z Polska, Kali myśleć, że się dogadać. Oczywiście „Kali” wciąż się uczyć. Nie bądźmy jednak takimi zadufanymi europejczykami! Z tego co udało mi się dowiedzieć dzięki różnego rodzaju forom i blogom, wynika iż po „anglikańsku” także będę mógł się porozumieć z ludźmi w miastach a w wioskach odrobina alkoholu+dwie ręce=esperanto i do przodu. Także i tą kwestię mamy załatwioną
   Jedyne czego nie można mi zarzucić to brak teoretycznego przygotowania. Od miesięcy śledzę fora, blogi oraz inne dziwaczne strony internetowe, gdzie wygrzebuję różnego rodzaju relacje z podróży, opisy wyjazdów,charakterystyki regionów a także opinie zarówno turystów jak i miejscowych. Niektórymi interesującymi znaleziskami będę się z wami dzielił na tym blogu.
To by było chyba na tyle, więcej grzechów nie pamiętam i za żaden nie żałuję;)
Na koniec pozwolę sobie zacytować Rafała (twórca http://kamczatka2004.blogspot.com/ ), który podczas jednej z naszych rozmów stwierdził:
- Mateusz nie przejmuj się ludzkim gadaniem, bo zawsze się znajdzie osoba, która stwierdzi, że Twój pomysł jest głupi i bez szans na powodzeni! Pamiętaj, że do takiego wyjazdu niezbędne są Ci tylko trzy rzeczy: namiot, śpiwór i pieniądze na benzynę. W momencie kiedy uda Ci się je zebrać, wsiadaj na motor i jedź nie patrząc na innych.



*Winston Groom, Forrest Gump

wtorek, 10 kwietnia 2012

Ludzie o szerszym intelekcie wiedzą że nie ma ostrej granicy między tym co realne i nierealne... *

Witajcie
Większość z was wie jakie mam podejście do portali społecznościowych... jednakże exitus acta probat (pani K. może być z siebie dumna;)
Niektórzy wiedzą, iż postanowiłem wprowadzić w życie swój szalony plan! Uważając rok 2012, wraz ze wszystkimi klątwami i przepowiedniami jakimi został obarczony, za wyśmienity okres do realizacji najbardziej zwariowanych pomysłów. Konsekwentnie podążając tym tokiem myślenia podjąłem decyzję, że będzie to rok, w którym wyruszę w samotną podróż na motorze! Zamarzło, jak mawiał Benedykt Gierosławski, decyzji swojej nie cofnę. Wraz z początkiem czerwca, taki prezent na Dzień Dziecka, wyruszam ze znajomymi na Ukrainę, gdzie 13.06.2012 będziemy światkami pojedynku Holandia – Niemcy w Charkowie! Następnego dnia znajomi kierują się w stronę Polski a ja po przekroczeniu granicy Ukraińsko-Rosyjskiej rozpocznę samodzielny podbój Rosji! Bogatszy o doświadczenia Chodkiewicza, Napoleona i von Bocka postanowiłem szerokim łukiem ominąć Moskwę i od razu skierować się w głąb Mateczki Rosji. Celem mojej samodzielnej podróży jest pokonanie 17,5 tys.km na motorze by poprzez Czelabińsk, Omsk, Nowosybirsk, Irkuck, dotrzeć do Magadanu! Jest to największe we wschodniej części Rosji miasto, do którego latem, teoretycznie, można dojechać motorem. Następnie (przez Władywostok;) prosto jak w mordę strzelił do domu. Łatwe... proste... i (mam nadzieję) przyjemne:D
Poniższa strona jest próbą opisania zarówno przygotowań do wyjazdu jak i samej wyprawy. Używając swego niedocenianego intelektu, korzystając z przychylności wszelakich bogów, bądź też im na przekór, postaram się ogarnąć nie ogarnięte i spisać nie spisane - o jak zawiało patosem;). Jednocześnie, wbrew wszelkim oczekiwaniom, nie dopuszczając do przeistoczenia się w "mедведь закуски", chodź wiem, że właśnie takiego finału większość z was oczekuje! Jak sami widzicie poprzeczka jest bardzo wysoko postawiona jednak nie lękajcie się, wiedzcie, że zrobię wszystko by sprostać waszym oczekiwaniom. Zatem pojedynek Rogal kontra Rosja czas zacząć standardowym pokojowym okrzykiem: Let's Get Ready to Rumble.

Rogal

* H.P. Lovecraft, The Tomb