poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Ukraina - część 2 i ostatnia...

           Trochę czasu mi to zajęło ale wreszcie zebrałem się sam w sobie i napisałem. Wiem, że długo kazałem wam na to czekać "ale w miarę czekania przestaje się już czekać"*;) Miłego czytania.
         
          Chciałem jeszcze na chwilę wrócić do Odessy by wam pokazać cztery, moim zdaniem, ciekawe zdjęcia. Jednocześnie będzie to dobry łącznik z ostatnią właściwą relacją z wyprawy, która to na Odessie się zakończył.
          Pierwsze zdjęcie przedstawia bramę do pewnego klubu. Jedna, wcale nie mała ulica w Odessie, przepełniona jest takimi klubami i jak sami widzicie, wyglądają one całkiem ciekawie.



          Zdjęcie numer dwa było zrobione przy przystanku autobusowym i przedstawia... a zresztą sami przeczytajcie:D


            Na kolejnym zdjęciu widać wesołe miasteczko w Odessie. Wszystkie większe miasta na Ukrainie posiadają wesołe miasteczka bądź cyrki zatem nie było by w tym nic dziwnego, że w Odessie też taki jest. Nic dziwnego by w tym nie było gdyby nie fakt, że przed wejściem do tego wesołego miasteczka stoi olbrzymi goryl. Stwór ten poruszając rękoma i głową zaprasza nas do wizyty w wesołym miasteczku. Zastanawiający jest tylko fakt, że zaprasza nas tylko i wyłącznie w języku niemieckim! Czyżby Odessa była nastawiona wyłącznie na niemieckich turystów?



            Ostatnie zdjęcie ma na celu pokazać, że Odessa jest miastem nie tylko ciekawym, pięknym ale i oryginalnym. Szczerze polecam jego zwiedzanie.




6 dni do...

            W południe wyruszamy z Odessy i gnamy wprost na Krym. Jakość drug taka sobie, jak mawiają niektórzy piloci: Tragedii nie będzie. Dojeżdżamy do miejsca, które wyznacza granicę Krymu.




           Gdy upływa jakieś trzydzieści minut od jej przekroczenia, zaczynasz sobie uświadamiać, że tu jest płasko! Zupełnie nowy wymiar płaskiego! Gnasz motorem po równym asfalcie a po obu stronach otacza cię niczym nieograniczona przestrzeń. Gdziekolwiek nie spojrzysz, wszędzie płaski teren rozciągający się po horyzont! Powoduje to iż czujesz się taki malutki a odległość jaką pokonujesz wydaje się zupełnie nic nie znacząca. Gdzie nie gdzie można dostrzec olbrzymie połacie pól słonecznikowych, który jest na Ukrainie niezwykle popularny.





            Po drodze co kilkadziesiąt kilometrów mijasz stragany oferujące świeże arbuzy, mango i innego rodzaju owoce, warzywa, ryby i wszech obecną czerwoną cebulę. Dopiero pod sam koniec Krymu ( na południu ) zaczynają się góry. Wysokie szczyty pokryte drzewami jakby zostały wklejone w płaskie otoczenie. Droga zaczyna się wić niczym serpentyna jednakże pozostaje szeroka co znacznie ułatwia ścinanie zakrętów. Z miast wyjeżdżają wszechobecne trolejbusy a jak się później dowiadujemy to właśnie na Krymie istnieje najdłuższa na świecie linia trolejbusowa.  Warto dodać, że na Ukrainie każde większe miasto ma sieć trolejbusów. Mieszkańcy Ukrainy często się tym chwalą twierdząc, że to ekologiczne.
            Beztroskość naszej jazdy kończy się w chwili gdy na pewnej stacji benzynowej uświadamiamy sobie z Kuzynem, iż zostało nam pół godziny do meczu Polska kontra Grecja! Znajdujemy się przed Ałuszką i do Jałty mamy niecałe 50km. Zatem, dystans nie jest tak olbrzymi jednakże droga kręci się pomiędzy górami co wcale nam nie ułatwia sprawy. Nie ma wyjścia – gaz do dechy i jedziemy! Asfaltowa wstęga wije się między naszymi kołami. Kuzyn gna z przodu ja zaraz za nim, nie jednokrotnie przekraczając 100km/h podczas wymijania aut na zakrętach! Rozum walczy z sercem! Strach w oczach, adrenalina w żyłach a wszystko to dodatkowo zostało spotęgowane podczas jednego zakrętu, z którego wypadłem na przeciwległy pas! Na całe szczęście pusty w tym momencie! Muszę przyznać, że te 30minut jazdy nauczyło mnie bardzo wiele zarówno o sobie samym jak i o sposobie prowadzenia motocykla! Wszystkie przygody jakie do tej pory miałem podczas podróży po Ukrainie zaowocowały tym, iż niezwykle pewnie czuję się na motocyklu! Zmienił się także sposób mojej jazdy, który z „uczniackiego” ewoluował w „przemyślanie agresywny”;)  W samej już Jałcie nie mogliśmy trafić do mieszkania wynajętego wcześniej gdyż jego właścicielka nie umiała nam wskazać poprawnego adresu! Przed telewizorem zasiedliśmy z Kuzynem dokładnie w chwili gdy śpiewano hymn Polski!  Mama wraz z dziewczyną kuzyna serdecznie podziękowały za ostatnie pół godziny jazdy i poszły się napić!


5 dni do...

            Jedziemy na lotnisko odebrać siostrę i jej chłopaka Andreasa. Przed samym lotniskiem Kuzyn omyłkowo skręca w jednokierunkową a dokładnie to w wyjazd z parkingu. Pech chciał, że właśnie tam stał patrol policji, który nas zatrzymał. Poprosili go o wyjście z auta i ...chuchnięcie! Pierwszy funkcjonariusz, któremu Kuzyn „chuchnął” w twarz, wykazał, iż spożywał on alkohol! Zatem musi nastąpić weryfikacja, Kuzyn „chucha” w twarz drugiego policjanta. Obaj wykazują, że Kuzyn spożywał alkohol! Na całe szczęście udaje nam się jakoś uniknąć mandatu i zostajemy puszczeni bez większych problemów, sam nie do końca rozumiem dlaczego.
            Niezwykle się cieszę, że siostra przyleciała! ( Aniu - Jeżeli będziesz miała kiedyś czas i ochotę to opisz swoją przygodę na Kijowskim lotnisku bo muszę przyznać, że uśmiałem się do łez!) Stanowi ona gejzer wiecznie tryskającej energii! I chyba nie skłamię jeśli powiem, że znakomicie nam się we dwoje podróżuje i zwiedza różne miejsca! Zawozimy ich do pokoi po czym nie dając chwili wytchnienia, od razu zabieramy w podróż po Jałcie.

           
            Oczywiście obowiązkowo odwiedzamy Jaskółcze Gniazdo. Nigdy bym nie powiedział, że tam w środku mieści się tylko jedna komnata a dokładnie to niewielka restauracja. Swoją drogą mała rada dla wszystkich, którzy chcą się wybrać na Krym – polecam czerwiec! Pogoda rewelacyjna, woda nie jest już zimna ale przede wszystkim – jest mało turystów! Kiedy w czerwcu zwiedzaliśmy Jaskółcze Gniazdo byliśmy tam praktycznie sami! Gdy byłem tam w sierpniu, kolejka ludzi chcących wejść pod „gniazdo” sięgała daleko poza to zdjęcie!

            Następnie obowiązkowo wizyta w pałacu Potockich w Liwadii leżącej pod Jałtą. Podpowiem tylko, że to tu odbyła się konferencja Jałtańska, na której to wytyczono granice naszego kraju.



            Po zwiedzeniu tego jakże „sentymentalnego” pałacyku wracamy do Jałty i lecimy na plażę. Woda w Jałcie nie należy do czystych. Jest ciepła ale trzeba przebić się przez metrową maleńkich i niegroźnych meduz.
            Tego dnia wraz z siostrą i mamą odkrywamy jadłodajnię tuż pod urzędem miasta w Jałcie! Łatwo poznać ten duży biały budynek. Od czoła stoją wysokie kolumny, które podtrzymują niezapomniany symbol ZSRR – sierp i młot na tle dużej gwiazdy. Każdy kto będzie w Jałcie obowiązkowo musi tą jadłodajnię odwiedzić! Tam wciąż czuć PRL-owskiego ducha „Barów Mlecznych”. Niesamowicie smaczne jedzenie tradycyjnej kuchni ukraińskiej sprzedawane za naprawdę niską cenę! Szczerze wszystkim polecam! Następnie piwko słońce, WODA! Później kto chce zostaje a kto nie chce wraca na mecze.


4 dni do...

            Pobudka wczesnym rankiem i ruszamy do Sewastopolu. Niezwykle malownicza droga. Szeroka z pięknymi serpentynami i jeszcze piękniejszymi widokami po bokach! Z dnia na dzień przekonuje się, że Krym to miejsce gdzie każdy motocyklista powinien przyjechać podszkolić swoje umiejętności! Drogi te dają kierowcy sporą tolerancję na błędy. Pamiętajcie, że motor pozwala swojemu kierowcy na tyle, na ile on sam w siebie wieży! Wszystkim którzy będą w pobliżu serdecznie polecam zwiedzenie tego miasta! Nawet nie wiedziałem, że ono posiada taką interesującą historię! W XIX w. miasto to chcieli zdobyć Anglicy i Francuzi a podczas II W.Ś. Niemcy oblegali je ponad 200 dni! W wyniku czego w mieście można znaleźć dużą ilość różnego rodzaju pomników i zabytków upamiętniających jedną z wielu bitew jakie miały tu miejsce.



          To właśnie na Sewastopolu  po raz pierwszy w życiu widziałem ruiny miasta greckiego!





            Pisząc bardziej naukowo, w Sewastopolu możemy pozwiedzać ruiny koloni Miletu założonej w V w p.n.e., w której to książę ruski w 988r przyjął chrzest! Nic dziwnego, że dużo Rosjan, których później spotkałem uważała Krym za utraconą część Rosji. Tutaj wciąż stacjonuje duża flota marynarki Rosyjskiej.



Wieczorem powrót do Jałty i mecze przy dobrym ukraińskim piwie.


3 dni do...

            Ten dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie miasta o nazwie Sudak. Z Jałty jedzie się do niego dwie godziny niezwykle krętą drogą. Był to najbardziej kręty odcinek drogi jakim do tej pory jeździłem na Krymie. Dodatkowo jest ona wąska zatem należy uważnie nią podążać. Wyprzedziłem kuzyna i pojechałem pierwszy informując go, że spotkamy się przed Sudakiem. Uczę się wchodzić w wąskie zakręty ale na każdej prostej zasuwam ile mogę. W pewnym momencie jakieś auto z na przeciwka mruga mi światłami. Zwalniam a za następnym zakrętem stoi radiowóz policyjny, przy radiowozie policjant, który z uśmiechem na twarzy macha bym się zatrzymał
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Gdzie Pan jedzie?
- Jadę do Sudaku, pozwiedzać.
- Proszę chuchnąć. Mówi policjant i nastawia policzek. Wspominając przygodę Kuzyna sprzed lotniska, komenda ta nie wywarła na mnie większego zdziwienia. Posłusznie chucham.
- Pił Pan!
- Nie. Odpowiadam zdziwiony.
- Czuję, że Pan pił. Musiał Pan pić wino!
- Ja naprawdę nic nie piłem!
- Jak Pan nie pił jak czuję od Pana alkohol. Proszę pokazać dokumenty. Skąd Pan jest?
- Z Polski. Odpowiadam i podaję dokumenty.
- Z Polski? To z pewnością pił Pan wódkę. Zabiorę Pana do szpitala, gdzie zrobimy badania krwi.
- Proszę bardzo. Jedźmy bo ja nic nie piłem. Policjant przegląd dokumenty. - Proszę jeszcze raz chuchnąć! Ponownie wykonuję jego polecenie.
- Z pewnością pan coś pił. Może chociaż małe piwo?
- Nie, nic nie piłem, możemy jechać do szpitala. Mówię pewnym siebie głosem. Policjant patrzy na mnie spod byka, oddaje dokumenty i mówi:
- Proszę jechać ostrożnie. Do widzenia.
- Do widzenia.

Z Kuzynem i wesołą ekipą z auta spotykam się przed Sudaku. Jak się okazuje miał dokładnie taką samą przygodę z policją na trasie. Zajeżdżamy do Sudaku, przy samym zamku znajduje się parking, oczywiście płatny ale kwota nie jest przerażająca. Od razu mówię, że ta atrakcja jest tylko dla osób minimalnie zainteresowanych historią. W Sudaku znajdują się potężne mury twierdzy, które można za niewielką opłatą obejść dookoła od środka.  



Zwiedzenie całego kompleksu obwarowań zajmuje ponad godzinę.  Niestety z samej twierdzy został niewielki budynek jedno komnatowy, w którym obecnie mieści się maleńkie muzeum.          



Następnie wybieramy się na „Carską Plażę”, która nazwę swoją otrzymała po wizycie cara Mikołaja II. Dostęp do niej jest tylko z morza bądź malowniczym wąwozem, pod skałami. Ciekawa i malownicza trasa ale kosztuje 30hrywien. Warta zwiedzenia jak się ma nadmiar czasu ale jako atrakcję priorytetową bym jej nie uznał. Tam też na wielkiej skale odtańczyliśmy z siostrą taniec radości – obowiązkowa ceremonia każdej naszej wspólnej wycieczki.



            Niestety muszę przyznać, że sama „Carska Plaża” nie jest tak urocza ja trasa do niej prowadząca.



Oczywiście nie byli byśmy sobą gdybyśmy się w niej nie wykąpali. Odpłynęliśmy z siostrą trochę dalej, wpływając w taką niewielką zatoczkę gdzie siedziała trójka młodych ludzi. Dwóch nagich mężczyzn i jedna dziewczyna. Przed nimi na skale leżała maska i rurka do nurkowania, którą z wielką uprzejmością nam pożyczyli. Po raz kolejny przekonałem się, że świat pod wodą potrafi być równie kolorowy jak ten nad wodą, o ile nie bardziej. Ciekawej kolorystyki glony, do tego ładne rybki – wręcz bajeczny obraz. Daję okulary siostrze. Ta z mozołem zakłada je na twarz i nurkuj. Po chwili wypływa ze złotym kolczykiem w ręce! Patrze zdziwiony na nią i krzyczę:

- Siostra może tam jest więcej takich skarbów?

Ona patrzy na mnie jak na idiotę a pod maską śmiech wykrzywia jej twarz. Ściąga okulary i mówi, że to jej kolczyk, który musiała zgubić zakładając maskę! To się nazywa mieć szczęście!


2 dni do...

            Dzień lenia! Jutro zamierzamy dojechać do Charkowa a to oznacza pokonanie dystansu około 800km. Dlatego też dziś odpoczywamy. Idziemy do Jałty. Popróbować krymskiego piwa oraz wina. Każdemu obowiązkowo polecam wizytę w „jałtańskim bazarze”. Obfituje on zarówno w świeże owoce, warzywa oraz ryby jak i różnego rodzaju regionalne przysmaki. Od razu ostrzegam, że rzeczą niemożliwą będzie odpędzenie się od sprzedawców chcących wcisnąć wam świeżo wyciskany sok z granatu! Sok ten jest naprawdę pyszny i inny w smaku a niżeli ten znany nam ze sklepu.



Następnie wycieczka do centrum, gdzie spotkałem się po raz pierwszy na żywo z dużym pomnikiem Lenina. Od placu centralnego odchodzi niezwykle zadbany i czysty deptak. Szeroki chodnik wytyczają z jednej strony sklepy i różnego rodzaju butiki. Z drugiej natomiast morze i przycumowane jachty. Pośrodku turyści oraz różnego rodzaju „atrakcje”: wypożyczalnia  łyżworolek, rowerów, osoby wykonujące różne tańce, stoiska z dawnymi strojami, w których można sobie zrobić zdjęcia. Popularną pamiątką na Ukrainie jest zdjęcia z żywym zwierzęciem. W każdym mieście spotkacie osoby, które na rękach trzymają białe gołębie, orły, sokoły, pawie, jaszczurki bądź małpy. W dosyć natarczywy sposób zaczepiają turystów i podsuwaj im zwierzęta na ręce. Pamiętajcie, że za zdjęcie z takim zwierzątkiem będziecie musieli później zapłacić.



Poniżej zdjęcie, które przedstawia z jakimi problemami ukraińskie społeczeństwo musi się zmagać oraz sposób w jaki sobie z nimi radzi;)




            Po powrocie z Jałty okazuje się, że Kuzyn przez internet nawiązał kontakt z jakimś mężczyzną w Charkowie, który zgodził się parę osób przenocować u siebie w domu za darmo! Jest nam to jak najbardziej na rękę. Dziewczyny przespały by się w mieszkaniu a chłopaki w aucie. Luksusów nie ma ale to tylko jedna noc i to w dodatku po meczu emocje z pewnością nie pozwolą nam tak szybko zasnąć. Pakowanie rzeczy a następnie kolejna degustacja piwa przy meczu. Muszę przyznać, że alkohole na Krymie mają naprawdę dobre! Polecam popróbować jak największej ilości:D


1 dzień do...

            Pobudka o 6:00 rano i od razu w drogę. Żegnamy się ze słonecznym Krymem, jego krętymi drogami, szerokim asfaltem i bezkreśnie płaskim terenem. Gnamy bez przerwy tyle ile możemy by zdążyć na mecz. Nagle Kuzyn niknie mi gdzieś za górką. Nakręcam manetkę do końca wyskakuje  z za górki a u jej stup Kuzyn zatrzymuje się na znak przydrożnego policjanta! Zjeżdżam motorem i staję się zaraz za jego autem. Warto tu tylko napomknąć, że Kuzyn jest dosyć wysokim mężczyzną, wzrost około 190cm, do tego dobrze zbudowanym i z długimi rękoma. Do jego auta podchodzi policjant o wzroście metra pięćdziesiąt i wadze około 100kg. Można by powiedzieć, że się toczy. Bierze od Kuzyna dokumenty i przechodzi na tył auta. Patrzy na mnie i informuje, że obaj przekroczyliśmy prędkość. Pyta skąd jesteśmy, co tu robimy i dokąd jedziemy? Nie wiem o co chodzi ale jak tylko się dowiedział, że jedziemy do Charkowa na mecz to jakoś tak spotulniał. Może mają odgórny rozkaz nie przeszkadzać turystą Euro 2012? Czort ich wie. Oddaje Kuzynowi dokumenty ale nie puszcza nas wolno a nam naprawdę zależy na czasie. Wypytuje Kuzyna o wgniecenie w drzwiach tylnej klapy. Po czym opuszcza głowę na dół, wierci palcem we wgnieceniu niczym zawstydzony przedszkolak i mówi:

- А вы мне не помочь? Kuzyn nie wytrzymał. Różne stopnie zdziwienia, jakie przechodził w tym kraju osiągnęło swój szczyt. Nie wierząc własnym uszom i nie do końca rozumiejąc zaistniałą sytuację, unosi ręce do góry i prawie krzycząc pyta:

-  Ale jak ja wam mogę pomóc?

Z perspektywy osoby stojącej za nimi wyglądało to niesamowicie. Chwila rozmowy, niski policjant, w dodatku skulony sam w sobie, zadaje nieśmiało pytanie. Jego rozmówca, prawie dwa razy większy od niego, w geście zdziwienia i niedowierzania unosi ręce do góry, jakby całkowicie chciał go wbić w podłogę. Zupełnie wystraszony policjant, życzy spokojnej podróży i „ucieka” do swojego radiowozu.
            Dalsza droga do Charkowa przebiegała spokojnie. Przed samym wjazdem do miasta stały patrole. Męska część, uzbrojona po zęby zatrzymywała auta z obcymi rejestracjami a następnie żeńska część patrolu, całkiem młoda i przyjemna dla oka, pytała w jakim celu przyjeżdżamy. Panie w mundurach płynnie mówiły po angielsku i z uśmiechem na twarzy wskazywały, którędy dojechać na stadion bądź też do innego miejsca docelowego.
            Trafiliśmy do miejsca gdzie mieliśmy teoretycznie przenocować. Jak się okazało, mężczyzna, z którym Kuzyn porozumiał się przez internet był synem N.G. Nikolenko, docenta historii matematyki w Charkowskim uniwersytecie. Obaj Panowie niezwykle rozmowni i przyjemni. Sam docent wydaje się osobą nad wyraz radosną, żyjącą we własnym świecie. Jest to ten typ osoby, która ze szczerze życzliwym uśmiechem na twarzy wstawia Ci dwóję do indeksu tłumacząc: - Nie ma się czym przejmować Panie Mateuszu. Jest Pan mądrym chłopakiem i wierzę, że bez najmniejszego trudu zda Pan poprawkę.
            Charków to miasto typowo industrialnym. Szeroka, już wewnętrzna, obwodnica odgradza blokowiska od części przemysłowej. Dowiaduję, się, że przez pewien czas miasto to było stolicą Ukrainy. Zostawiamy rzeczy i przy pomocy metra udajemy się na stadion. Na każdej stacji metra znajduje się punkt informacji dla turystów a w nim osoba płynnie mówiąca po angielsku, zazwyczaj jest to osoba płci żeńskiej o nieprzeciętnej urodzie. Pod tym względem Ukraina nie powinna mieć żadnych kompleksów na tle Europy, a wręcz przeciwnie! (Chodzi mi oczywiście o organizację mistrzostw a nie urodę Ukrainek;)





            Stadion o ciekawej architekturze, w głównej mierze przepełniony ludźmi w pomarańczowych koszulkach. Koszulki białe, czarne bądź żółte zajmowały jedne narożny sektor. Bardzo ciekawa była oprawa rozpoczęcia meczu i muszę przyznać, że gratuluje jej choreografowi.



            Sam mecz, jaki był każdy wie, zatem nie będę się nad nim rozwodził. Wracamy do naszego docenta a po drodze Kuzyn oświadcza, że nie ma po co tu zostawać i lepiej od razu wracać do Polski... Niestety tak też zrobili. Pożegnałem się z rodziną, Kobieto dziękuję Ci serdecznie, że obeszło się bez łez i wiem, jakie to było dla Ciebie trudne. Przez chwilę patrzyłem jak ich auto niknie w chaosie charkowskiego zgiełku. Smutek dopadł moją dusze, ściskając tuż przy samym gardle. Wiedziałem, że przez kilka następnych miesięcy ich nie ujrzę...
Udałem się do domu docenta i jego syna, gdzie reszta część wieczoru minęła nam na rozmowach.


Ten dzień....

            Rano, zaraz po wczesnym śniadaniu pożegnałem się z moimi dobroczyńcami i wyruszyłem w stronę granicy Ukraińsko-Rosyjskiej. Droga dobrze oznakowana, także nie było żadnych problemów. Na granicy byłem tak podekscytowany, iż w trakcie tłumaczenia celnikowi ukraińskiemu gdzie jadę omal nie wywróciłem motocykla! Sam celnik, ze zdziwieniem na twarzy przytrzymał go w ostatniej chwili. Uśmiechnął się, przybił pieczątkę i powiedział:

- Безопасные путешествия и счастливого приключения!


*Albert Camus - Dżuma

sobota, 11 sierpnia 2012

Have no fear For when I'm alone I'll be better off than I was before*

Polska... Lubin...
Po 2 miesiącach i 9 dniach podróży, po przejechaniu 18 246 km na motorze,  9 296 km w pociągu i 350 km taksówką, dotarłem z powrotem do domu. 
Jak to wielu zauważyło i wypomniało, nie dotarłem do Magadanu. Wynikło to po pierwsze z wagi mojego motocyklu (miałem ze sobą zbyt dużo rzeczy i nie byłbym w stanie pokonać całkowitych bezdroży jakie napotkałbym na "drodze" do Magadanu), po drugie ze zmiany planów podczas podróży (dołączyłem do projektu art-heart-action.com a jej celem był Władywostok). Na całe szczęście nie miałem, żadnego parcia na dotarcie do konkretnego miejsca. Założenia mojego wyjazdu były proste - jechać jak najdalej na wschód Rosji i mieć przy tym dobrą zabawę! Ten cel zrealizowałem w 100%!
Czas spędzony zarówno w Rosji jak i Ukrainie przepełniony były przygodami ( w większości przypadków z pozytywnym zakończeniem ;), różnego rodzaju doznaniami, olbrzymią ilość wcześniej nie zaznanych odczuć, smaków, zapachów i innych dziwnych "rzeczy", których w "zachodniej cywilizacji" nigdy nie odnajdziecie! Bogowie Chaosu - sporo czasu mi zajmie opisanie wszystkiego co mi się przydarzyło podczas mojego wyjazdu ale bądźcie pewni, że niedługo to nastąpi!
Czekajcie cierpliwie a będzie wam dane:D

*Eddie Vedder - Long Nights 

niedziela, 22 lipca 2012

Co było nie wróci; wychodzę wieczorem na spacer I nagle spojrzałem na Arbat i ach...*

Moskwa!
Udalo sie zrealizowac kolejne marzenie! Przejazd koleja Transsyberyjska z Wladywostoku do Moskwy! 7 dni - 9296km w pociagu i 350km w taksowce goniac pociag ( wyjasnie kiedy indziej)! Podroz koleja przez tak dlugi czas to cos rewelacyjnego! 7 dni bez prysznica, z ograniczonym dostepem do pradu, bez internetu-ale to tylko nieliczne z zalet:D Najwazniejsi sa ludzie! Zolnierze, pop, kobiety:D Cala podroz zalezy od tego z kim ja odbywasz! Serdeczn podziekowania dla NASTI, Sajdula, Saida no i babuszki Aleksandrowny! Popa, zolnierza z mongoli, chinczykow...ktorzy okazali sie koreanczykami, Szakiry, ktora dzielnie strzegla porzadku w wagonie nr 4 oraz wszystkich z 2 pietra;)
W Moskwie od soboty. W sobote takze mial byc moj motocykl ale oczywiscie go nie ma. Moze bedzie jutro. Do tego czasu nazywam sie Ilija Cigorow, bo jako Mateusz Rogalski przez ponad miesiac podrozy po Rosji nie dokonalem nigdzie zameldowania w winiku czego nie moge mieszkac w hostelah moskiewskich:P hahah To takze wyjasnie kiedy indziej.
Dzis caly dzien biegalem po Moskwie, miescie z najpiekniejszym metrem jakie do tej pory widzialem! Nie dos, ze bardzo ladne to w dodatku logiczne! Nawet ja sie w nim nie zgubilem a to zadkosc! Kreml, sobor Wasyla Blogoslawionego, Miejskie Muzeum Historyczne Miasta Moskwy na placu Czerwonym, Cerkiew Chrystusa Zbawiciela, dom towarowy Gum, ulica ARBAT i pomnik Okudzawy... przeciez to tylko fragment tego co to miasto ma do zaoferowania! Ale dzieki temu fragmentowi wiem, ze ja tu z pewnoscia wroce!
Niestety jak zwykle nie moge dlugo siedziec na necie takze do uslyszenia pozniej bo podrozy jeszcze nie koniec.
Bywajcie


* Bulat Okudzawa "Arbaty"




niedziela, 8 lipca 2012

WLADYWOSTOK

Dojechalem!
Ponad 14tys km! 36dni! Dziesiatki pzygod! Niezliczona ilosc zyczliych ludzi! Oto szybki bilans mojej podrozy! Niestety znow nie mam czasu by pisac wiecej ale ten dzien nastapi i wtedy bedziecie mogli dowiedziec sie dlaczego warto miec zapasowe klucze, jakie historie moze opowiedziec major z 7 letnim stazem chiruga w Afganistanie, ktore komary kasaja najmocniej, jak wyglada aniol, ile kosztuje masaz  "hotelu publicznym", dlaczego nienawidze fotografow i takie tam rosyjskie przypowiesci.
Koniec Iliady...poa napisac wlasna Odyseje;)

środa, 27 czerwca 2012

Pussy go to Paris, real men go to Irkutsk!

Niestety nie opisze w tej chwili dalszego ciagu wyprawy po Ukrainie ale wierzcie mi na slowo, ze zrobie to w swoim czasie.
Jednakze, bedac w Krasnojarsku poznalem Sevile i Christiana. Ona, tatarka po ojcu, mieszka w St.Petersburgu on, pol szwajcar pol grek, mieszka...no tego nie wie nikt i nikt nie zadaje pytan;) Wspolnie stworzyli projekt

http://art-heart-action.com/

Opowiedzieli mi przy czaju i kawie co, jak, po co, dlaczego i od slowa do slowa stalem sie czlonkiem tego projektu.
Sprawa jest calkiem prosta. Christian jedzie na motocyklu z St.Petersburga do Wladywostoku, Sevilla towarzyszy mu w drodze do Irkucka podrozujac pociagiem. W kazdym wiekszym miescie wyszukuja organizacje, zarowno religijne, panstwowe jak i prywatne, ktore na wszelki mozliwy sposob wspomagaja bezdomnych ludzi. Spisuja dane tych organizacji, robia wywiady z bezdomnymi i umieszczaja je na swojej stronie internetowej. Nastepnie zamierzaja zrobic wielka aukcje charytatywna w St.Petersburgu. Udalo im sie znalezc juz spora grupe zarowno artystow jak i fotografow, ktorzy przekaza im swoje prace. Kazde dzielo bedzie wystawione na aukcji a jego nabywca bedzie zobowiazany do przekazania wylicytowanej kwoty na dowolnie wybrana przez sibie placowke, ktora oni wczesniej odwiedzili. W ten sposob pieniadze w zaden sposob nie beda przeplywaly przez konto Christiana i Sevilli w wyniku czego nikt im nie zarzuci ze robia to dla prywatnego zysku.
Podam jeden przyklad wywiadu, ktory widzialem na wlasne oczy. W Irkucku znalezlismy placowke przy cerwki w ktorej co dziennie wydaje sie obiady dla bezdomnych. W momecie kiedy przeprowadzalismy wywiad z pewnym mezczyzna do sali wszedl pijany dziadek z tortem w rece. Krzyczal, ze dzis ma urodziny i ze ten tort to dla bezdomnych by w raz z nim radowali sie w ten dzien. Postawil tort na stole, usiadl na krzesle obok mnie i zaczal cos spiewac. Zlozylem mu zyczenia i zapytalem co tutaj robi? Michail okazal sie szesdziesiecio piecio letnim majorem! Siedem lat sluzyl w Afganistanie jako doktor, wlada siedmioma jezykami i widzial rzeczy, ktorych nie zyczylby nawet swojemy najwiekszemu wrogowi! Kiedy Christ i Sevilla przeprowadzali wywiady ja z ichailem poszedlem na piwo, a co w koncu mu sie nalezalo. Opowiedzial mi dwie historie ze swojego zycia. Pierwsza sprawila, ze omal sie nie poplakalem, po drugiej nie chcialem juz wiecej zadnych wojennych opowiesci. Ponownie zapytalem go co on robi w takim miejscu jak to? Ma dom, ma emeryture calkiem niezla zatem moze zyc "normalnie".
- Dla mnie nic juz nie jest normalne. Pragne jedynie pic i zyc dalej po swojemu, bez zadnych rozkazow i polecen.

Do piatku w Irkucku. Nastepnie Sevilla wraca do St.Petersburga pracowac nad strona a ja z Christianem jedziemy do Wladywostoku.




środa, 20 czerwca 2012

Ukraina

Witajta!
Nie wiele mam czasu w dodatku pisze z kafejki internetowej w Rosji także na poprawę bledow ort. nie liczcie-musicie mi je wybaczyc:D
Na poczatku chciałem podziekowac Panu z Krakowa, który tym oto miłym akcentem pozegnal mnie w Polsce. Prawdziwy szacunek za umiejetnosci parkowania;)

12 dni do...
Wyjazd. Jak tylko dojechała do Krakowa ekipa z Lubina wyruszyliśmy na Ukrainę. Plan byl prosty - jak najszybciej dojechać do Lwowa, Kuzyn idzie spac, ja z dziewczynami zwiedzamy miasto a wieczorem wszyscy idziemy do Kumpla.
Juz po drodze zostałem brutalnie uświadomiony iz szerokosc mojego motocykla znacznie się zwiekszyla.Stojąc z kuzynem na swiatlach chciałem go poinformowac, ze niedługo bede musiał zatankować. Podjezdzam do niego od tylu a tu nagle pyk...ja stoję motor lezy i zapala sie zielone swiatlo! Kuzyn wystawia glowe przez szybe, patrzy na mnie i ze zdziwieniem pyta czy mi pomoc. Szybka ocena sytuacji wykazala, iz zachaczylem o jego zderzak kufrem co spowodowało iz motocykl z całym sprzętem sie po prostu polozyl a co nie moze?
Nic to, jedziemy dalej. Dalsza droga do granicy obyla sie bez przygod.
Za to na przejściu, podjezdzamy ciągle w tej samej kolejności, Kuzyn z ekipa w aucie przodem ja za nimi, dostajemy jakieś karteczki od celników i zaczyna sie zbieranie pieczątek. W pewnym momencie kuzyn podaje celnikowi paszport, ten zdziwiony odmawia i kaze jechać dalej, no to kuzyn w auto i jedzie. Mija kolejnego celnika i udaje sie do wyjazdu. W tej samej chwili podbiega do mnie ten sam celnik i pyta gdzie on ucieka? Sam sie dziwie, w koncu jeszcze nic nie przemycamy, czyżby Kuzyn chciał skandal przed Euro wywolac? Celnik krzyczy, biegnie do butki, zaczyna gdzieś dzwonic, inna celniczka macha na mnie bym podjechał mowiac- Ty sie nie boj my go dorwiemy! A ja wlasnie tego sie obawiam! Przeciez tam w aucie jest moja mama! Zawrócili ich spowrotem kiedy ja bylem przy ostatnim punkcie z pieczątkami. Duzy celnik zabrał paszport, zobaczył wizę rosyjska i sie pyta dokąd jadę. No to ja mu ze na Ukrainę, na mecz do Charkowa a potem do Rosji.
- Kuda do Rosji?
- Waladywostok?
- Kuda? Powtarza zdziwiony celnik. Bierze moje dokumenty, wychodzi z butki.
- Na motocyklu?
- Da.
- Po ciemu?
- A pociemu nie? Bo mogu. ( zauważcie jak wysoki poziom rosyjskiego reprezentuje, zwlaszcza, ze rozmawiam z ukrainskim celnikiem:D )
- Od polski durak. Poszedł. Doswidania
Odjezdzam, czekam chwile az Kuzyn sie wytłumaczy i ruszamy dalej w drogę. Od razu widać ze Ukraina do ostatniego dnia przygotowywuje sie do euro. Na trasie do Lwowa jeszcze robili drogę, malowali pasy i na szybkiego sypali pobocza. W pewnym momencie dostrzegłem jak auto Kuzyna zaczyna zostawiać po sobie dziwne slady. Myslalem, ze hamuje i tylnie swiatlo stop mu sie spaliło ale nieeee. Chwile pozniej skrecalismy w lewo i niesamowicie zaskoczony zauwazylem, ze mój motocykl zaczyna slizgac sie wraz ze swiezo polozonym asfaltem!
Lwów-to nie jest miasto dla motocykli!
Wyobraźcie sobie szerokie drogi, takie nasze 4pasmowki, asfaltowe na przemian ze starymi kocimi lbami, tak wyjezdzonymi ze az sliskimi. Oczywiście zadnych pasów to tez nagle zaczynaja cie wyprzedac ludzie zarówno z lewej jak i z prawej strony! W dodatku jezdza trolejbusy ( na Ukrainie każde duze miasto ma trolejbusy), busy i tramwaje. Wszystko to wywolalo przerażenie na kuzyna twarzy, które bylo niczym w porównaniu z moim strachem! Bo jakby tego bylo malo to wszystkie studzienki ściekowe oraz szyny, które powinny byc pochowane pomiędzy kocimi lbami, od dawien dawna nie bawia sie juz w chowanego i dumnie wystaja 20cm ponad powierzchnie nawierzchni! Wjezdzam na skrzyżowanie, chce skrecic w prawo a szyny skrecaja w lewo i ni jak nie moge ich przejechac bo mi sie kolo slizga! Zatem kierunek w prawo a jade w lewo, po czym na delikatnym wzniesieniu przejezdzam szyny i zaczynam jechac prosto by wyprostowac motor a nastepnie dopiero skręcam w prawo! Widzie śmiech na twarzy kierowcy za mna, przyjaznie macha mi reka i dalej czeka na zielone bo na moim juz nie zdazyl!
Przyznać trzeba, ze ludzie na Ukrainie życzliwi i bardzo uprzejmi a przynajmniej my z takimi mieliśmy doczynienie.
Po zakwaterowaniu kuzyn poszedł spac a my na miasto. Lwów...to miasto, które wciaz zyje polska historia! W lwowskich kosciolach widziałem więcej inskrypcji w polskim języku a niżeli w polskich, gdzie wszystkie sa albo po lacinie albo po niemiecku! To miasto to prawdziwe muzeum pod gołym niebem.
Wracamy po Kuzyna i do Kumpla!
http://www.kumpel.biz/
Wszystkim polecam! Przed wyjazdem mialem rozmowę z Kamila na temat testowania nowych restauracji. Doszliśmy do wniosku ze na 10 dwie sie trafia na poziomie do 8 idzie sie po raz pierwszy i ostatni. Przyznam szczerze, ze wizyta w Kumplu w pelni wynagrodziła mi poprzednie 8 niewypalow!

12dni do...
Więcej na temat Lwowa dopisze kiedy indziej bo zabrało by mi to zbyt duzo czasu, którego teraz nie posiadam.

10 dni do
Z zalem opuszczamy Lwow i kierujemy sie do Kamienca Podolskiego, gdzie 1 noc spaliśmy w hotelu przy samym zamku a pozniej dla oszczędzenia 10zl (czego Kuzyn mi nigdy nie zapomni) przenieslismy sie do klasztoru. Droga do Kamienca...niesamowicie lalo! W dodatku kuzyn gna po ukraińskich drogach ponad 100km/h a ja zaraz za nim na motorze w deszczu! Zapada noc dojezdzamy do  Skaly Podolskiej ( jestem swiecie przekonany, ze to tu), po raz 1 zatrzymuje mnie policja ale wszystko dobrze sie kończy. Sprawdzaja dokumenty,pytaja gdzie jade, w tym momencie kuzyn sie cofnal wyszedl z auta, chwile pogadalismy, pytam ich o klasztor, w którym teoretycznie mieliśmy nocować, policjant robi wielkie oczy, mówi ze o niczym takim nie wie, oddaje dokumenty i puszcza nas wolno! Kuzyn mówi, ze niedaleko Kamienca jego GPS znalazl nocleg. Zly na siebie bo caly mokry zapierdzielam w nocy (juz kolo 22) szybko motorem, w dodatku widze ze juz niedlugo zkonczy mi sie benzyna w baku, zly na kuzyna bo ten jedzie gdzieś dalej kiedy to przeciez jest tu na miejscu! Bluzgam go pod kaskiem ostro bo jedziemy juz dobre 40minut, Kamieniec( w moim mniemaiu) dano za nami a on mnie prowadzi do jakiegos miejsca w poblizu Kamienica! Juz mialem sie zatrzymac i oznajmic, iz dalej nie jade i wracam, kiedy oczom moim ukazal sie znak...znak Kamieniec Podolski a zaraz za nim hotel kuzyna! Jak sie pozniej upewnilem, Skala Podolska a Kamieniec to dwie rozne miejscowosci.
Parokrotnie zdazalo mi sie ze moje dziecinne wyobrażenie czegoś zostało pokonane przez rzeczywistosc. Drzewo, krtore w wspomnieniach siegalo 10 pietra, obecnie ma 3m. Dziura, która byliśmy w stanie przejsc do Chin, dzisiaj jest jedynie glebszym lejem po bombie w lesie. Wszystkie nasze wrażenia z dzieciństwa opierają sie na przejaskrawionych wspomnieniach. Wizje, które pielęgnujemy w glowie sa na stale poplatane z nasza wyobraznia! Zatem postarajcie sie wyobrazić sobie jak sie czuje człowiek, kiedy okazuje sie, ze obraz, który towarzyszy mu od dzieciństwa nawet w polowie nie jest tak doniosły jak w rzeczywistosci! Czytając trylogie Sienkiewicza nie bylem świadom, ze to co on opisuj jest tak dostojne, olbrzymie i niezdobyte! Kamieniec stanowi jednoczesnie wspaniala baze wypadowa do innych atrakcji tego rejony. Zwiedzilismy Zbaraż, Chocim - Polacy potrafili -oraz Okopy sw.Trójcy

8 dni do
Jedziemy do Baru, gdzie poznajemy przemile siostry zakonne. Dzielnie walcza z remontem klasztoru. Nastepnie prosto do Odessy, miasta, jak sie pozniej okazało, z najpiekniejszym dworcem kolejowym jaki w zyciu widziałem!
Tak prezentuj sie w środku! Wygląda niczym nasze muzea w dodatku czysty i zadbany. Porzadku pilnują policjanci a do jednej z poczekalni to nas ochrona nawet wpuscic nie chciała, chyba niegodniesmy wyglądali! Cale miasto zadbane a zwłaszcza ul.Puszkina, która dzięki mojej mamie znamy chyba wszyscy na pamiec-3h szukaliśmy banku, w którym mozna by wymienic zlotowki na ichniejsza walutę!
Przechodzilismy obok sklepu z bizuteria i futrami, u ktorego wejscia stal ochroniarz z kalasznikowem!
W Odessie po raz pierwszy pilem prawdziwy kwas chlebowy z beczki- doznania smakowe nie do opisania, tu takze po raz pierwszy widzialem plac typowo dla komunistycznych pochodowy.
Mielismy tez "przyjemnosc" zwiedzic noca czesc Oddesy, ktorej turysci nie chca widziec...naprawde nie chcecie jej widziec;)

6 dni do..

Jedziemy na Krym ...ale to juz kiedy indziej. Pozdrowienia z Nowosybirska.

piątek, 1 czerwca 2012

"Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię."*

I nadszedł ten dzień. 
Dźwięk budzika brutalnie wprowadził świadomość do mego umysłu. Oczy natychmiast nabrały ostrości a w głębi mnie wyrosło zdanie, które poczęło się rozchodzić po każdej komórce mego organizmu:
- To już dziś!
Leżałem w bez ruchu dobre pół godziny wpatrując się w sufit. Czułem jak to jedno zdanie, ten równoważnik zdania, rozprzestrzenia się w głębi mego ciała niczym echo w jaskini. Każda tkanka, każdy organ przez który zdążył przeniknąć napełniał się lękiem! Już dawno żaden niepokój nie gościł w mojej świadomości a co dopiero taki, który by paraliżował mnie od wewnątrz!
- To już dziś! Wyjeżdżam na kraniec świata.
Decyzja zamarzła! Tama lęku puściła, kolejne wzbierające we mnie uczucie przelało się przez mój organizm niczym wzburzona woda. Ekscytacja! Niespodziewany zastrzyk adrenaliny! Serce na chwilę zamarło, krew ustała, powieki się zamknęły... po czym wszystko odrodziło się do życia ze zdwojoną siłą. Chęć wyjazdu, wola zmienienia czegoś wyrwała z trwającego od miesięcy marazmu, wszystkie me zmysły, utwierdzając w przekonaniu, że:
- To już dziś! Dziś zaczyna się realizacja mojego marzenia!

30 maja 2012, dzień w którym zapakowałem wszystko na motor i pojechałem.  Stan licznika w motorze wynosił 52286km. Zobaczymy o ile się zmieni.
Wpierw do Krakowa. Tam pożegnanie z Kamilcią w Absyncie, no bo gdzie by indziej;) W nocy z piątku na sobotę, taki prezent na Dzień Dziecka, dojeżdżają do mnie Mama (zwana Kobietą), Kuzyn (zwany Mariuszem) i jego dziewczyna (która dopiero będzie pracowała na swój przydomek) i razem (oni w aucie ja na bestii ) wyruszamy na Lwów. Dwa dni zwiedzania i tłumaczenia okupantom, że " Po Lwów to my jeszcze wrócimy!";) Następnie wyjazd do Kamieńca Podolskiego, zamierzamy szczegółowo zbadać "bramę do Polski" oraz pobliskie zamki, ruiny i miejsca, które wciąż pamiętają historyczne wzloty jak i upadki naszego kraju! Od tego momentu zamierzamy jechać na wschód, wzdłuż południowej granicy Ukrainy: Odessa i Krym: Yevpatoriya, Sevastopol, Jałta. 
Na Krymie dolatuje do nas Siostra (zwana...) z Andreasem (zwanym Andi), zw wyniku czego od 9czerwca zwiedzać będziemy szczęśliwą siódemką;)
Do Charkowa planujemy przyjechać 12 czerwca, dzień wcześniej a niżeli jest mecz, by mieć czas na wypoczynek. Następnie widowisko Holandia - Niemcy po czym w czwartek z samego rana cała ekipa kieruje się w stronę Polski a ja samotnie przekraczam granicę Ukraińsko - Rosyjską. Jest to dzień, który rozpocznie mą samodzielną przygodę.

Ostatnie parę tygodni w Lubinie zleciało mi bardzo szybko. Chaos przygotowań, który starałem się ogarnąć, doprowadził mnie do tego, iż z nie każdym zdążyłem się pożegnać. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Jednakże wiedzcie, że tego typu pożegnania są bez celowe bo niestety ale ja zamierzam stamtąd wrócić, gdziekolwiek to "tam" się znajduje:D



*Johann Wolfgang Goethe